Kultowe koty-Balbina i inne koty neurologiczne

Bardzo wstępnie poruszyłam kwestię kotów z problemami psychicznymi. Gdybym chciała rozważyć solidnie, to musiałabym napisać gruby tom, który zadedykowałabym osobom pragnącym na siłę zapanować nad tą niepokorną dumną istotą.

Drugi, nie mniej skomplikowany temat, to osobniki, u których stwierdzone zostały problemy neurologiczne powstałe w wyniku wypadku, zaburzonej genetyki lub choroby.

Chrzest bojowy, dosłownie i w przenośni, przeszłam przyjmując interwencję, która została przekazana mi z łódzkiego schroniska.

Było to w pierwszym roku naszego działania, jakoś wczesną wiosną.  Śmieszność sytuacji polega na tym, iż palcówka finansowana z budżetu miasta oraz z naszych podatków, mnie (początkującą organizację) poprosiła o przejęcie kotki z uwagi, to nie paradoks, cytuję: „kosztownego leczenia z niewiadomym efektem”.

Kotka miała ogromne problemy z poruszaniem po mechanicznym urazie, połowa ciała z tylnymi łapkami miała dość wyraźny niedowład. Plusem było to, że niezaburzone zostały czynności fizjologiczne, czyli wypróżnianie.

Od zawsze byłam specjalistką od trudnych przypadków, i jak pokazuje historia w przypadku Kociej Mamy, nigdy pomoc nie zależała od kasy. Fundacja wówczas była biedna jak przysłowiowa mysz kościelna, nie miałam pojęcia jaki dochód przyniesie nam 1 %. Kotkę rzecz oczywista przejęłam. Leczenie faktycznie było szalenie kosztowne, ale mając wsparcie fundacyjnego neurologa mogłam próbować wygrać z przeznaczeniem. Eutanazja to zawsze w moim przypadku jest ostateczność, kiedy wyczerpię wszelkie metody i sposoby.

Wdrożenie Nivalinu i masaży skończyłoby się zawałem, gdyby nie pomoc dobrych ludzi. O ile za ampułki musiałam przyjąć fakturkę, o tyle rehabilitację, pobyt w klinice i codzienne masaże otrzymałam w gratisie. Walczyliśmy o Balbinkę ostro. Każdy krok ku lepszemu przekładał się na radosny optymizm, dodawał otuchy i mnie, i lekarzom.

Poł roku trwała kuracja. Efekt zaskoczył wszystkich. Perełka, bo takie wtedy miała imię, kicała jak mały króliczek.

– Lepszych wyników nie uda się uzyskać – pewnego dnia stwierdził prowadzący neurolog – możesz szukać jej domu.

Historia Perełki vel Balbiny dała mi przede wszystkim kolejną nową dobrą wiedzę.

Leczenie kotów neurologicznych jest nie tylko kosztowne, ale i długoterminowe. Równolegle z lekami korzystne jest wprowadzenie masażu i ćwiczeń, czyli ewentualny dom tymczasowy musi wykazywać się cierpliwością, sumiennością, podstawową wiedzą medyczną.

Z adopcją kotów kalekich nigdy nie miałam kłopotu. Ktoś tam zza Tęczowego Mostu pilnuje, by w zamian za naszą walkę, zjawiły się fajne osoby po te wydarte śmierci kocie aniołki.

Z okazji opowieści o kultowych kotach opowiem o ludziach, których poznałam poprzez adopcję, a potem jakość dziwnie wciągnął ich klimat i atmosfera Kociej Mamy i fajnie wspólnie działamy.

Balbina dała mi odwagę, wyeliminowała strach przed adopcją upośledzonych fizycznie kotów.

Zawsze ten pierwszy sukces jest najważniejszy, otwiera inne możliwości, skłania do szukania jeszcze lepszych rozwiązań.

Niedługo po Balbinie pojawił się w fundacji Pituś, kocia twarz naszej organizacji, karzełek z porażeniem mózgowym spowodowanym robaczycą. Uraz pozostawił nieodwracalne ślady, nie umiał sam nigdzie wskoczyć, chodził jak na szczudłach, kiedy starał się biec, często się przewracał. Ale był radosny, przekochany. Mimo iż był takim dziwakiem, nie umiałam podjąć tej ostatecznej decyzji. Został ze mną. Z powodu padaczki codziennie przyjmował Luminal w późniejszym rozwoju choroby Convulex. Był przykładem, że część obowiązków opiekuńczych wynikających z pielęgnacji maleńkiego kociaczka dotkniętego porażeniem mózgowym eliminuje się sama automatycznie, kiedy ten dorasta. I tak, kiedy Pituś na tyle był duży, że nie musiałam go wnosić do sypialni, samodzielnie potem pokonywał schody. Ustawione odpowiednio pudła i krzesła pomagały mu wdrapać się na parapet, by z tej pozycji obserwować podwórko, dokładnie tak samo jak czynią to koty zdrowe. Tak samo jak inne bawił się, biegał za myszką, uciekał na gigant w odległe zakamarki podwórka.

Ajlawiu, którą opiekowała się przez długi czas Anetka jest niesamowitym przykładem zaangażowania, oddania, poświęcenia wolontariuszki. Nigdy nie zapomnę na jakie wody rzuciłam dziewczynę powierzając jej kotkę. Jednak jestem przekonana, że gdybyśmy miały obie po raz kolejny podejmować decyzję czy próbować walczyć, czy wybrać eutanazję, bez wahania zdecydowałybyśmy jak przed laty.

U Ajlawiu po wypadku, w wyniku uderzenia, nastąpił uraz pęcherza, kotkę trzeba było wyciskać by oddała mocz.

Po za tym była do bólu miła, kochała ludzi i wszystkie istoty, stąd jej niebywałe imię.

Miała apetyt, nie chorowała, nie sprawiała żadnego problemu oprócz tego, że nikt inny nie umiał niż Aneta jej pomóc. Dziewczyna przez rok czasu, do momentu adopcji, nie mogła na dłużej niż 12 godzin opuścić domu. Przy rehabilitacji pomógł nam specyfik sprowadzony z Niemiec. Wysiłek się opłacił przekochana buraska w nowym domu jakby zapomniała, że sama nie umie się wypróżnić, po kilku dniach stał się cud i już nie trzeba było wykonywać ratującej życie czynności.

Koty po wypadkach lokomocyjnych, przeważnie wymagają interwencji chirurga, co jest dla mnie łatwiejsze, ale czasem bywa, że urazy wewnętrzne blokują podstawowe funkcje związane z wypróżnianiem.

Każdy kot stawia się w Kociej Mamie mając jakąś określoną misję. Ajlawiu sprawiła, iż bogatsza o kolejne doświadczenie, wiedziałam, że skoro raz się udało, to jest to ogromna szansa dla innych podobnych przypadków. I tym sposobem otworzyły się drzwi dla kotów, dotąd z powodu tego drobnego defektu, usypianych. Po raz kolejny to my dokonałyśmy rewolucji w obszarze kotów po urazach mechanicznych.

Po Ajlwiu na pokład weszła Miśka, której od lat pomaga w oddaniu kału doktor Anna. Rytuał jest prosty: Miśka, kiedy czuje, że ma potrzebę pokazuje Ani, że to już ta pora. Doktor bierze ją na ręce, masuje brzuszek, a na efekt długo czekać żadna nie musi. Gdyby nie maleńki niedowład i dziwne poruszanie, nikt by nawet nie zauważył, że kotce coś dolega. Jest bystra, szybka, bywa straszną złośnicą, kiedy pojawiają się w klinice nowi rezydenci oczekujący na adopcję.

Ania podróżuje na wczasy i wszystkie wyjazdy z Miśką. Taki jest skutek uboczny wielkiego serca i empatii.

Przytoczyłam tylko najbardziej spektakularne przypadki kotów z problemami neurologicznymi. Każdy pomógł mi i lekarzom przekroczyć obowiązującą, normującą typowe zachowanie dotąd granicę.

Zawsze punktem wyjściowym zanim podjęłam decyzję, była rozważana najistotniejsza kwestia, wybrania opiekunki. Fakt, że część ratowanych kotów zostało już na zawsze w swoich pierwszych tymczasowych domach to już materiał na innego rodzaju opowieści.