Pierwsze zajęcia Simby i Katarzynki

Kiedy umawiamy spotkania edukacyjne zawsze procedury są niezmienne, zaczynam od tworzenia zespołu, czyli prowadzących, potem dopiero spinam transporty. Niby z głową w kocich obłokach, niby zabiegana, zajęta tysiącem spraw i projektów, jednak w kwestii zarządzania Fundacją jestem do bólu uporządkowana, systematyczna i skrupulatna. To, że komuś się wydaje, że pewne sprawy pomijam, że nie dostrzegam czy bagatelizuję to fałszywa totalnie ocena, zwyczajnie nauczyłam się odkładać pewne rozwiązania do chwili, kiedy przekroczy się dopuszczalne granice lub przeleje czara rozczarowania.

Szansę daję każdemu i kredyt zaufania, a na co delikwent przekuje dalej wzajemne relacje, to już jego osobista sprawa.
Bezpośrednią aktywność zaczęłyśmy w Zgierzu. Z uwagi na fakt izolacji tym razem jednej z szefowych od edukacji, Katarzyny, działać przyszło nam we trójkę. Blanka najpierw zabrała mnie, a potem z punktu na trasie Bożenę. Sytuacja była zabawna, bo żadna z nas nie umiała wymontować fotelika, więc powstał mały kłopot w jaki sposób oprócz nas i dwóch ogromnych kontenerów, w którym podróżowały koty, zmieścimy zebrane dary.
Kiedy jedziemy w ciemno, pierwszy raz prowadzić spotkanie, nie wiemy w jakim wymiarze możemy liczyć na wsparcie, jednak w tym konkretnym przypadku miałyśmy świadomość, że organizatorka corocznej akcji pomocowej z pewnością z zdania wywiąże się sumiennie.
Już w trakcie pisałyśmy ratujące scenariusze.
-Może nam karmę przerzucić mój uczeń, jest ze Zgierza, a u mnie dwa razy w tygodniu stawia się na korepetycje – snuje myśl Bożena.

– Muszę sprawdzić kalendarz, czy nie mam w pobliżu jakieś wyceny – deliberowała Blanka.
– Jakby co poprosimy mieszkającą tutaj moją koleżankę – dorzuciłam jeszcze jedno rozwiązanie.
-Jak koty zawsze spadamy na cztery łapki – podsumowała Bożena.
W super nastroju, roześmiane jechałyśmy do jednej naszych ulubionych szkół.
Koty, bo one zawsze są cichymi bohaterami, ale jednocześnie robią najlepszą robotę, tym razem nie sprawiały kłopotu. Oba miały dziś swój wielki inauguracyjny dzień, zarówno Katarzynka jak i Simba miały dziś się sprawdzić, czy potrafią nawiązać interakcje z dziećmi.
Moje wszystkie koty od zawsze pracowały na zajęciach, nawet te kalekie, z niepełnosprawnościami, wyjątek stanowiły te białaczkowe, którym nigdy nie odważyłabym się fundować dodatkowych stresujących atrakcji.
Katarzynka trafiła do domu Blanki w Wigilię, wolontariuszka zamiast smażyć karpia udała się do lecznicy na adopcję, tak ogromną miała potrzebę przygarnięcia jakiegoś bezdomnego futra.
Simba natomiast, cudny kot rasy brytyjskiej w dodatku o maści niebieskiej, pojawił się w moim domu jakoś w lutym, kiedy to Arab wracający do Arabii Saudyjskiej po ukończeniu medycznych studiów przekazał kota do Kociej Mamy, ponieważ nie mógł go zabrać ze sobą do ojczystego kraju.

Simba bezboleśnie przyjął nowe warunki i zaaklimatyzował się u mnie w ekspresowym tempie. Jest to pierwszy od wielu lat kot zdrowy w moim stadzie, wszystkie inne generalnie zawsze stanowiły dziwne zdrowotne przypadki.
Teraz, kiedy już zbudowałam z nim relacje, kiedy słucha moich poleceń, ale i ufa mi i nie panikuje nawet w nowej dla niego sytuacji, odważyłam się zabrać go do dzieci.
Nie wiem czy większą frajdą była w ubiegłym roku obecność syberiana Iwana, nie mniej jednak Simba i Katarzynka pracowały tak spokojnie, że zrezygnowałam z ubrania im smyczy.
Cenną, a i istotną cechą, która charakteryzuje obecne zespoły edukacyjne, jest chęć przełamania schematu. Dziewczyny podsuwają nowe tematy, które urozmaicają zajęcia, odchodzą od klepania co lekcja tych samych regułek według jednego scenariusza. Teraz Blanka wpadła na cudny pomysł wynikający bezpośrednio z jej doświadczenia nabytego w ramach pracy zawodowej, otóż zebrała w konspekcie ustawy normujące życie, prawo, ochronę i zachowania w stosunku do zwierząt.

Pomysł nowy, inspirujący szalenie.
Praca w duecie wyszła nam znakomicie. Blanka czytała podstawę prawną ustawy, ja czyniłam interpretację w odniesieniu do kotów. Znowu super pomysł na atrakcyjność zajęć i przestrzeń do wprowadzenia nowych tematów, które i dla edukatorek mają być nie nudnym obowiązkiem, a raczej przyjemnością z odrobiną satysfakcji, że mimo trwania projektu edukacyjnego od początku powstania Fundacji, nieustannie się rozwijamy i same sobie podnosimy poprzeczkę.
Zgierz w tym roku realizujemy na dwie tury, trzecia jest w zamyśle, bo chętnych przybywa wprost proporcjonalnie do atrakcyjności kotów.