polub, udostępnij!

Jest to artykuł sugerowany od pewnego czasu przez wiele wolontariuszek: Iwonkę, Anię, Elę i Kasię. Dotyczy on promocji i reklamy naszych fundacyjnych aktywności.Na portalu społecznościowym Facebook są wszyscy, jest to jedna z najpopularniejszych platform, z której korzysta wiele osób, nie tylko mieszkających w kraju. Portal służy nie tylko do komunikacji i przepływu wiadomości, ale także dzieli i łączy ludzi. Bardzo szybko rozprzestrzeniają się przeciwstawne informacje, hejt, akcje pomocowe i formy agresywnych ataków. Jednym słowem, portal gromadzi przeróżne osobowości, dając im możliwość prezentacji swoich poglądów, pomysłów, uczuć czy aktywności.

My, Kocia Mama, korzystamy w różnym stopniu z tych narzędzi, prezentując naszą pracę poprzez publikację reportaży, postów adopcyjnych czy fantów zamieszczanych na Pchlim Targu. Wszystkie te aktywności, aby przynosiły zamierzony skutek i efekt, muszą być lajkowane, ale także udostępniane. Od nikogo nie oczekuję aktywności wbrew woli, ale przecież ludzie widzą wszystko to, co zamieszczają wolontariuszki. Mamy funkcję, która bada aktywność społeczeństwa, zliczając ilość odsłon filmów czy wpisów. Dlatego totalnie nie rozumiem, dlaczego nie publikują swoich emocji czy wrażeń, korzystając z szerokiego wachlarza emotek adekwatnych do emocji.

Nie liczę na same „super” czy „lubię”. Samo kliknięcie wiąże się z wyróżnieniem postu, przez co materiał staje się bardziej widoczny, a poprzez udostępnienie trafia do większej ilości odbiorców, przez co można liczyć na osiągnięcie zamierzonego efektu i celu. Jest to szczególnie istotne w przypadku pozyskiwania budżetu na cele statutowe, czyli zakup mleka dla osesków czy opłatę faktur za leczenie.

Nie mam pojęcia, dlaczego występuje taka opieszałość w pomaganiu, szczególnie że nie wiąże się ona w żaden sposób z wydawaniem własnych pieniędzy.
Daję państwu do rozważenia mój apel. Nie musisz sam wesprzeć, wystarczy zamieścić ikonkę emocji albo po prostu udostępnić.

Opiekunowie oczekują od nas cudów, czyli domów tymczasowych, niekiedy z gumy, biegania natychmiast na zgłoszoną interwencję, najlepiej w trybie „na wczoraj”, opłat bez wahania za każdą operację czy leczenie, wydawania karmy na bytujące pod blokiem koty, a sami nie potrafią wykonać jednego niekłopotliwego zadania.

Jak mam traktować tego rodzaju współpracę? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Niech każdy sam przed sobą zrobi rachunek sumienia. Napiszmy po jednej stronie oczekiwania od fundacji, a po drugiej równoważnie nasze aktywności.
Jak zwykle tradycyjnie liczę na przełamanie opieszałości, tym bardziej, że w ostatnim czasie zamykają się co rusz jakieś zwierzęce fundacje!

Opublikowano w kategoriach: Łódź