Ratujemy Ragdolle

Fundacja Kocia Mama została założona, by ratować środowiskowe, zmieniać ich rzeczywistość poprzez dwa najważniejsze działania: leczenie, eliminację rozmnażania oraz wszechstronną edukację. Od ponad 14 lat realizujemy te zadania uzyskując z roku na rok coraz lepsze efekty. Wymiernym wskaźnikiem są adopcje. Były lata, zaraz na początku działalności, kiedy do nowych domów wędrowało ponad 500 kotów, obecnie liczba ta jest znacznie mniejsza, zbliżona do 200 osobników, bowiem dotyczy nie tylko tych kochanych miziaków, ale także tych niesfornych przewożonych do enklaw. Kiedyś nasza pomoc dedykowana była tylko kotom środowiskowym, ale od jakiegoś czasu dotyczy także i rasowców.


Nie mam pojęcia o motywacji ani przyczyn jakie skłaniają ludzi do podjęcia tego rodzaju działalności. Nie zrozumiem idei prowadzenia hodowli i przymuszania zwierząt do czynienia aktów, w wyniku których przychodzą na świat kolejne rasowe mioty.

Gdyby faktycznie prowadzone były w myśl zasad jakie preferują zrzeszające ich kluby, jeszcze usiłowałabym się z tym faktem pogodzić, jednak trafiając non stop na skrzywdzone, zapuszczone, chore, od lat piętnuję wszystkie hodowle. Krzyżowane zbyt blisko często są słabsze, mają wrodzone choroby lub błędy genetyczne, co jednocześnie eliminuje ich sprzedaż, tym samym są ogromnym kłopotem i hodowca za wszelką cenę chce się ich pozbyć totalnie nie przebierając w środkach. O wyrzutach sumienia czy jakichkolwiek skrupułach nawet nie ma mowy.

Przez te wszystkie lata, ze spokojem czynię swoją robotę. Ratuję dachowce, ale nie odwracam głowy od rasowców. Wierna jestem zasadzie, że nie wszczynam z nimi walki, to i tak byłoby, jak bić się z wiatrakami. Nie jestem Don Kichotem, a Kocią Mamą, więc przyjmuje pod skrzydła wszystkie skrzywdzone. Nie wybieram rasy, nawet jeśli dotąd jej nie znałam, korzystam z podpowiedzi współpracujących ze mną weterynarzy.
Kiedyś przywiozłam 16 Maine Connów z Gniezna, przyjęłam chore Sfinksy, Devony Rexy, Norweskie Leśnie, Syjamy, Brytyjczyki, teraz ratujemy Ragdolle.

Na razie przekazano mi matkę i jednego synka. Mama ma imię na Z, czyli sami możemy sobie policzyć, ile miotów w tej hodowli już ujrzało świat. Na jaką literkę zaczyna się imię synka kompletnie nie wiem, jednak analizując fakty, iż matka ma niewiele ponad trzy lata, a dziecko 8 miesięcy, można wnioskować, że od momentu gotowości rozrodczej, przez te lata powiła kilka miotów. Kiedy chorują koty bytujące w środowisku, można ten fakt przyjąć za oczywisty, ale kiedy z zamkniętego domu przyjmuję koty z kocim katarem ewidentnie nieleczone, to jest normalnie skandal! Matka wymaga tylko tradycyjnego leczenia, jednak oczy malca są w takim stanie, iż na obecnie trwa walka by ich nie utracił. Na jedno oczko z uwagi na owrzodzenie nie widzi wcale, na drugie bardzo słabo. Czekamy z niepokojem aż hodowca odda drugie chore dziecko, kiedy to nastąpi kompletnie nie mam pojęcia. Matka jest już po sterylizacji, przebywa w domu tymczasowym, w moim domu staram się doprowadzić do formy jej synka. Przed nami długa droga. Na razie podaję antybiotyk, krople przeciwzapalne i przeciwbólowe oraz cykloferon. Efekty po tygodniowej kuracji są już pierwsze, jednak malca musi obejrzeć okulista, jest już wyznaczony termin.

Ta aukcja dedykowana jest Ragodollom, koty tej rasy są miłe, łagodne i kochane. Nie wszczynam dochodzenia, z której hodowli są nasi delikwenci, nie jest mi potrzebna do niczego ta wiedza. Tak jest lepiej dla wszystkich, bowiem w przeciwnym przypadku mogłaby się hodowla rozmyślić i wydawać koty ludziom do dalszego, mimo ich stanu, rozmnażania.