Spotkanie w bibliotece

Ta biblioteka czekała na Kocią Mamę ponad rok.
Pierwsze próby zaproszenia Fundacji jakoś się rozmyły w zawiłej korespondencji, zmierzającej do ustalenia terminu. Tak czasem bywa. Jednak panie bibliotekarki były wytrwałe i konsekwentne, nie zniechęciły się i ponowiły próbę. Cierpliwość często kończy się sukcesem i w tym sezonie udało się zaplanować wykłady.


Dwie godziny spędziłyśmy w szalenie miłym towarzystwie dzieciaczków z klas 1-4.
Wdzięczna jestem za zaproszenie, miałam bowiem okazję promować Kocią Mamę w nowym, ogromnie przyjaznym i prozwierzęcym środowisku.
Zbiórki karmy podczas prowadzonych w tym roku spotkań mają jedną wspólną cechę. Są przeogromne! Nieważne, czy jedziemy do szkoły-molocha, czy też wyruszamy do niewielkiej biblioteki na starych Bałutach, wszędzie odbieramy duże ilości kociego jedzenia. Nie wiem czemu lub komu zawdzięczam ten stan, ale w tym sezonie jeszcze ani razu nie wróciłyśmy rozczarowane ze spotkania.

Wychodząc z jednego, jesteśmy nastawione bardzo pozytywnie, ciesząc się z miłego przyjęcia, sądząc, że już nie może być lepiej, po czym udajemy się na następne i przecieramy oczy ze zdumienia. Poznajemy kolejną fajną, przyjazną dla Fundacji społeczność. Dla takich chwil warto stawać na głowie i tak planować pracę zawodową, by dysponować wolnym przedpołudniem.
Ten rok bezapelacyjnie zapisze się w naszej kociej historii jako ten, w którym sfera edukacji wraca do swojej dawnej świetności, przeobraża się, modernizuje, zmienia, nie tylko w trybie prowadzenia wykładów, ale też w temacie pomocy dydaktycznych, które dostosowujemy do nowych standardów.

Musimy dbać o jakość i styl naszej pracy, by edukacja była interesująca i by można było liczyć na promocję i reklamę firmy w środowisku szkolnym. Wykłady nie mogą być nudne, opierać się wyłącznie na informacjach, które może przekazać weterynarz. Myślę, że odnowa edukacji wiąże się z odejściem od starej formuły planu zajęć i od zgranego, powtarzanego przez lata schematu.
Nie winię nikogo za taki stan, ewentualnie wyłącznie siebie. Mając różne nietypowe atrakcje zdrowotne, przez jakiś czas odsunięta byłam od prowadzenia zajęć. Nowe edukatorki automatycznie powielały styl wykładów, które poznawały, zdobywając szlify na nieznanym dotąd polu, przyjmując za wzór formę, którą im pokazywano. Trudno mieć do nich pretensję, działały w dobrej wierze, a że nie miały innego przykładu, powielały schemat, który poznały.
Na szczęście dla dzieci i pedagogów, a w sumie na szczęście dla Fundacji, w tym roku aktywnie włączyłam się do prowadzenia edukacji i zmieniłam styl zajęć. Edukatorki szybko przyswoiły nową, o wiele lepszą i bezpieczniejszą dla nich formę. Nie jesteśmy kompetentne wchodzić w rolę dietetyków, behawiorystów czy lekarzy. Misja jest czytelna: uczyć empatii, szacunku dla zwierząt i opowiadać o prawie do godnego życia.
Dzieciom niepotrzebna jest wiedza o bilansowaniu kociej karmy czy informacja o koniecznych szczepieniach. Takie wiadomości szybko wyfruwają im z głowy. Na długi czas jednak zostaną inne opowieści: o chorym Tenorze, którego matka uporczywie wynosiła z gniazda, czy ta wyjaśniająca, jak doszło do tego, że Leon zaatakował ludzi, u których się urodził i wychował, albo ta, kiedy to Kocia Mama pojechała po 16 mainkunów do Gniezna, a przy okazji zahaczyła o maleńką wioskę, gdzie złożyła pewnym ludziom wizytę i zabrała do Fundacji jeszcze trzy czarne, dachowe kocie smarki.

Od zawsze ideą pracy edukacyjnej było przemycanie ważnych wiadomości, ale w miłej, energetycznie pozytywnej formie. Każdą wiadomość można przekazać dwojako, zależy to od naszego prywatnego nastawienia. Wychodząc z założenia, że automatycznie odrzucamy informacje negatywne, nie chcąc straszyć ani zasmucać dzieci, staramy się tak poprowadzić wykład, by przemycić ważne kwestie, ale ilustrując je historiami ze szczęśliwym zakończeniem.
To spotkanie, rzecz oczywista, należało do Iwana, to on tradycyjnie był najważniejszą istotą, gwoździem programu, a nawet, nie omieszkam użyć tego słowa, gwiazdą. Ten kot, mimo że czasem kaprysi i nie chce jechać do pracy, jest idealnym partnerem, świetnie odnajdującym się w edukacji. Nie panikuje, znosi grzecznie głaskanie, a jednocześnie umiejętnie potrafi się obronić przed pieszczotami, które zaczynają go nudzić.

Cóż więcej mogę dodać?
Radość i ogromna satysfakcja z fajnie spędzonego czasu. Dzieci w wieku najbardziej chłonnym, uczniowie klas 1-4, ładnie pracujące, aktywne, z dość dużą wiedzą na temat zwierząt.
Myślę, że tym spotkaniem zainicjowałyśmy kolejne. To było zachętą, ale i inspiracją do jeszcze innych, wspólnych działań. Biorąc za przykład współpracę z bibliotekami, które od lat wspomagają Kocią Mamę, mam wrażenie, że ta będzie kolejną, która na dłużej zawita w naszym gronie.

Rzadko mylnie odbieram sygnały, raczej ufam swojej intuicji. Trudno było mi zachować kamienną twarz, kiedy widziałam w jakim skupieniu chłonięto moje słowa. Ogromna satysfakcja! Tak mogę w skrócie podsumować wizytę w bibliotece.
Spotkanie zostało idealnie przygotowane od strony logistycznej przez Kasię, z nowymi pomocami, opracowanymi przez Anię, z nową, szalenie aktywną wolontariuszką, z cudownym, wyluzowanym Iwanem, prowadziłam wykład zdobywając nowych przyjaciół i pomocników.