wizje działania

Z ogromnym niesmakiem czytam żałosne posty w stylu „Nikt nie pomógł, wszyscy odmówili”. Niby unika się wskazań personalnych, ale jednak pokazuje się winnych.

Otóż kilka razy puściłam takie wpisy mimo uszu, jednak teraz uważam, że sytuacja stała się bardzo niesmaczna i będąc szefową Kociej Mamy, nie godzę się na wrzucanie wszystkich fundacji, działających w Łodzi, do jednego worka. Nie wolno publikować oszczerstw bez sprawdzenia u źródła, jak jest faktycznie, tym bardziej karygodne jest szerzenie kłamliwych informacji, w celu wyłudzenia pomocy dla swoich podopiecznych. Nie tak buduje się bazę darczyńców i pomagaczy.

Zamieszczając post, trzeba mieć mocne dowody na poparcie swoich słów. Ogólniki zawsze wywołują wątpliwość, a w tym konkretnym incydencie, który sobie wymyślono, reakcją jest mój sprzeciw na publikację i szerzenie nieprawdy! Przecież każda organizacja posiada w kontakcie zaufane osoby, przyjmujące zgłoszenia interwencyjne i istnieje ważny i demaskujący dokument, jakim jest rejestr rozmów! Jak się chce pomagać, to trzeba robić to z klasą, a nie opluwać innych. Kiedy przyjęłam na pokład kotkę Klarę, ze świadomością konieczności operacji żuchwy, to nie mam pretensji do innych z powodu własnej decyzji!
Karygodne jest zachowanie w stylu: Patrzcie kochani, my jesteśmy prywatnymi osobami, zwierzolubami, bardzo zabiegamy o ich los, ale nikt nas nie wspiera, każda organizacja nam pomocy odmawia!

I na końcu zawsze pojawia się wisienka na torcie, w postaci podającego w wątpliwość zachowania wolontariuszy organizacji pro zwierzęcych: My nie jesteśmy fundacją!
Powiem tak. Przed laty, kiedy rodziła się moja społeczność, kiedy nabierała rozmachu, kiedy wchodziła na co rusz nowe płaszczyzny, już wtedy skupiałam wokół siebie liczną gromadkę ludzi.

Nie wszyscy oni zostali wolontariuszami, jednak mimo upływu ponad 20 lat, nadal trwają przy moim boku, często włączając się do pomocy.
W życiu liczy się prawda i tylko ona pozwala na rozwój.
Do tejże wypowiedzi skłoniło mnie dwulicowe zachowanie osób, które osobiście znam i które wspieram jako Kocia Mama od lat. Nie jest to zresztą pierwsze takie oświadczenie, z prośbą o wsparcie, z jednoczesnym dodaniem kłamliwej informacji o odmowie pomocy zwierzakom ze strony wszystkich łódzkich fundacji. Kilka razy puściłam te wpisy mimo uszu, prosząc, by zaniechały takiego brzydkiego chwytu marketingowego. Jednak, jak to u mnie bywa, przychodzi moment i się kończy cierpliwość.

Przekazywałam budy dla kotów, wydawałam ogromne ilości karmy, nie tylko tej bytowej, ale i dedykowanej kotom chorym, przekazywałam specjalistyczne leki, o żwirku nawet nie wspomnę, pożyczałam kennele. Zresztą nawet plując na łódzkie fundacje, panie zapomniały iż nadal mają do dyspozycji fundacyjny sprzęt. Takie zachowanie się mści, bowiem środowisko zwierzolubów w naszym regionie raczej się zna. Nie raz już prosiłam, działajcie sobie lokalnie, ja, jeśli będę mogła, to wam bez rozgłosu pomogę. Nie działam dla poklasku, dla uznania, dla współczucia. Kocham koty, lubię ludzi i te uczucia przekładają się na wyniki i rezultaty interwencji. Nigdy nikogo nie szkalowałam, robiłam swoje. Dlaczego my jako fundacja mamy takie osiągnięcia?
Za nasz sukces odpowiedzialna jest moja charyzma, ale co niektórym są obce styl i klasa pracy całej fundacji.

Nie jęczymy, jakie jesteśmy biedne, nie wołamy rozpaczliwie o kilka puszek czy paczkę żwirku.
Pracujemy, gromadzimy, działamy z rozmysłem. Skoro fundacje są taką solą w oku, nie ma przecież zakazu powołania swojej. Zamiast szczucia można się wykazać.
Fundacja to nie tylko prawo do zbiórki 1%. Żeby wejść do grona działających w oparciu o odpis podatkowy, trzeba się wykazać konkretną, rzetelną, wieloletnią pracą, ale z dość liczną załogą.
Każda organizacja to obowiązek prowadzenia dokumentacji, księgowości, sprawozdawczości. To normalna mała firma, której praca oparta jest na dobrych sercach, działających w trybie non profit.

Przykro mi się strasznie zrobiło, bo całym sercem sekundowałam tym osobom. Nie raz odpowiadałam na apel o pomoc z karmą czy lekami, teraz zmieniała im się wizja zachęcania do pomocy. Zamiast prosić, szkalują.