z nowym rokiem te samy procedury

Jeden rok się skończył, zaczyna nowy, a my podejmujemy typowe zadania – pracujemy nad kolejną Galą, bilansujemy poszczególne działania, czyli podliczamy aktywności związane z prowadzeniem i działaniem fundacji.


Naprawiamy zepsute sprzęty, porządkujemy fanty na Pchli Targ oraz podmieniamy zdjęcia adopcyjne kociakom, które nadal czekają na nowe domy.
Nic nadzwyczajnego się nie dzieje.

Ania zacznie od czasu do czasu przypominać o typowych formach pomocowych, czyli nie tylko typowych darowiznach wpłacanych na konto organizacji, ale także o akcji gromadzenia zasobów finansowych przy okazji robienia porządku w domowych szafach, opiece wirtualnej nad wybranym pupilem czy zakupami na Pchlim Targu.
Wystarczy tylko odrobina chęci oraz uważna obserwacja postów zamieszczanych przez Anię na fanpage’u.

Praca w Kociej Mamie trwa nieustannie, nawet jeśli ja mam chwilową przerwę w pisaniu artykułów nie oznacza to, że w fundacji nic się nie dzieje i trwa marazm, wręcz przeciwnie. Mam świadomość z jaką uwagą czytane są moje reportaże. Nie mogę w nich publikować wiadomości nieprawdziwych ani też konfabulować na temat kotów, które na pokładzie fundacji siedzą i albo sobie szczęśliwe w domach dożywają do starości, albo brykają radośnie aż pojawi się osoba, która okaże się odpowiednia, by jej powierzyć pod opiekę nasze wypieszczone maleństwa.
Koty wydawane w standardzie Kociej Mamy czekają na konkretne osoby. Nie chcemy iść na ilość, ale na jakość. Selekcjonujemy potencjalnych chętnych, i ta sytuacja szalenie zdumiewa i zadziwia osoby prowadzące podobne organizacje. Nie rozumieją jak to się dzieje, że przy takiej ilości kotów w domach tymczasowych mam odwagę grymasić i przebierać wśród zgłaszających się na adopcje kandydatach.

Wynika to zwyczajnie nie tylko z troski o świadome domy, ale o nasze spokojne głowy i sumienie.
Nie oczekuję, że nasze kociaki będą spały na złotych kanapach czy spożywały posiłki w brylantowych miskach, ale przekażemy tylko do takich domów, co do których mamy pewność, że żaden nawet najmniejszy i najdrobniejszy sygnał o niedyspozycji nie zostanie zignorowany.
Autentyczna troska o kociaki powoduje, że właśnie taka duża ilość okupuje wręcz domy tymczasowe, posiadając status wirtualnych. Mało która fundacja zdecyduje się na takie decyzje, ponieważ stała opieka generuje dość znaczny budżet.

Weryfikacja chętnych przez osoby prowadzące domy tymczasowe to jedna forma kwalifikacji, ale są jeszcze dwie inne, które bardzo ułatwiają otrzymanie kota oraz przemawiają na korzyść zgłaszającego się po kociaka. Pierwsza niesamowicie solidna to informacja dotycząca kwestii smutnej, a mianowicie przejścia kota za Tęczowy Most. Rozumiem całkowicie zdziwienie, ale już wyjaśniam. Nie ma lepszej laurki dla opiekuna kota niż fakt, że szalenie troszczył się o swojego pupila przez, powiedzmy 16 czy 20 lat. Nie bagatelizował stanu zdrowia, regularnie przeprowadzał kontrole, stosował dedykowaną profilaktykę zgodną z wiekiem kota. Niestety, to czy kociak odszedł ze starości, czy przegrał z rakiem lub inną poważną chorobą, to kwestie, na które nikt tak naprawdę nie ma wpływu. Tak miał zapisane swoje życie. Jeśli taka osoba zjawia się po mruczka, nie mamy najmniejszych podstaw, by czynić jej trudności. Swoim wspólnym życiem z poprzednim pupilem dał najlepszy dowód odpowiedzialności, lojalności i troski o przyjaciela. Jest czas na walkę i pora na pożegnanie, i nikt nie zmieni tych sytuacji.
Drugim pomocnym kryterium jest polecenie, czyli wskazanie osoby znanej fundacji. Wiele ułatwia, jeśli chętny powołuje się powiedzmy na ciocię, wujka albo dobrego znajomego, których kojarzę jako faktycznych kociarzy mających ode mnie lub z fundacji koty. Kociarze to jest szczelnie zamknięta społeczność, wszyscy się doskonale znają i niestety wiedzą, co w trawie piszczy dobrego i złego w danej organizacji.

Nic nie umknie, nawet jeśli nie jest na forum komentowane. Złe decyzje adopcyjne przekładają się, brzydko mówiąc, na zwroty. Epidemie, uporczywe choroby zakaźne – wszystkie te okoliczności niestety bardzo mocno rzutują na wiarygodność organizacji nadwyrężając jej opinię.

Błędem jest wiara, że brzydkie zachowanie zostanie utrzymane w tajemnicy, że mleko się nie wyleje i wszystko zamiecie się pod dywan. Błąd totalny. Doświadczenie całego mojego kociego życia, czyli czas poświęcony na ratowanie i opiekę nad kociakami środowiskowymi, a potem szefowanie w fundacji, nauczyło mnie, że każda nasza decyzja, czy to dobra czy zła, po jakimś czasie i tak finalnie uderzy w nas w ramach odwetu czy rekompensaty.
Opiekująca się Kocią Mamą księgowa, przyjmując nas pod swoje skrzydła, była już po pierwszym roku bilansowania naszych przychodów szalenie zdumiona, zwłaszcza wpłatami w wysokości 1%. Obecnie odpis od dochodów wzrósł do 1,5%, na szczęście. Napływające odpisy z całego kraju były konsekwencją prowadzonych interwencji, pomocy w adopcji czy też finansowaniem kosztownych zabiegów. Nawet jeżeli osoba w danej sytuacji nie posiadała budżetu na opłacenie operacji, to wdzięczność za okazaną pomoc przekuła się na pamięć o Kociej Mamie w czasie odpisów. Była także rzecznikiem naszych interesów, zachęcając znajomych i rodzinę do podjęcia podobnej decyzji.

Najbardziej w życiu mści się kłamstwo, fałsz, obłuda oraz zatajanie faktów szczególnie zdrowotnych. Prawda o stanie zdrowia i stopniu socjalizacji bardziej pomaga w budowaniu opinii o organizacji niż tysiące słodkich uśmiechów maskujących faktyczne okoliczności. Życie jest niezwykle przewrotne, a każda nieopacznie i niefrasobliwie podjęta decyzja niesie za sobą negatywne skutki, czasem spadające lawinowo bez ostrzeżenia.
Prowadząc fundację przez tyle lat, nie mogę sobie pozwolić na ruchy godzące w nasz autorytet. Zawsze należy traktować z szacunkiem każdą osobę zainteresowaną przygarnięciem kota, nie pomijając informacji, które pomogą w aklimatyzacji kota w nowym środowisku. Na pytania dotyczące tego, jak mi się udaje wyłuskać fajne domy nawet dla kotów trudnych czy kalekich, zawsze od lat mam przygotowaną formułkę: Każdy kot znajdzie swój ciepły dom, potrzeba tylko czasu. Pośpiech jest złym doradcą, tak samo jak brak zasobów. Mając odpowiednią ilość domów tymczasowych i zaopatrzone magazyny nie muszę przebierać z niecierpliwością nogami, kiedy dorosły kot oczekuje na swój wymarzony dzień, nawet pół roku.

Zachęcając do pomagania, pozostawiam państwu dowolność w wyborze trybu i formy wsparcia. Tak samo liczy się wpłata na konto czy przekazanie karmy lub fantów. Najlepszą jednak dla mnie jest świadoma, przemyślana adopcja, ponieważ przekazując kota w dobre ręce, zyskujemy miejsce dla jakiegoś kolejnego nieszczęścia. Licząc na dalszą sympatię, współpracę na wielu płaszczyznach, mam nadzieję, że ten rok przyniesie nam tylko wyłącznie sukcesy i pozytywne efekty podejmowanych inicjatyw. Zakończę moim ulubionym życzeniem: Oby nam koty nie chorowały i miały tylko wymarzone domy!