Finał akcji pomocowej sklepu zoologicznego Zoozone

W tym roku swoją decyzją lekko zaskoczyłam organizatorów akcji pomocowej, ponieważ za zebrane rabaty zamiast jak dotąd tradycyjnie o karmę, poprosiłam o kocie mleko dla małych osesków i jedzenie stosowne dla diety wrażliwej. Z sytuacji jaka panuje w kraju doskonale zdajemy sobie sprawę. Utrudnienia, ograniczenia, spadki aktywności bądź wręcz plajty spowodowane panującym wirusem na wiele osób wpływa destrukcyjnie, wywołuje depresje, apatię, zwątpienie i niemoc.

Nam przyszło działać w szalenie trudnych warunkach, drugi rok niestety bez najmniejszego wsparcia ze strony Urzędu Miasta. Jakby na złość i przekór ze znanych mi miast, tylko Łódź nie dostrzega problemu związanego z brakiem corocznego programu ignorując całkowicie problem wynikający z braku kontroli nad populacją kotów środowiskowych.

Potencjał Kociej Mamy, jej aktywność na rzecz chorych i kalekich oraz troskę o niesamodzielne kociaki zmusza mnie do przyjęcia zadań, które dotąd były finansowane właśnie przez program. Nie muszę dodawać, że wiele pozarządowych organizacji ogłosiło swoją upadłość, zawiesiły swoją działalność bądź wręcz zamknęły. W kociarskiej przestrzeni aktywnie pracuje tylko kilka organizacji, a i one sygnalizują dość duże kłopoty. W świadomości opiekunów i karmicieli zakorzenione jest przekonanie, że zawsze mogą liczyć na pomoc od Kociej Mamy.

Prosząc w tym roku o mleko i karmę pomagającą przejść od karmienia butelką na samodzielnie spożywane przez maluchy posiłki, starałam się przygotować na przyjęcie tych, które niebawem się pojawią. Nie mam pojęcia do kogo mam się zwrócić o pomoc, do kogo apelować o zdrowy rozsądek, by władze administracyjne miasta zamiast rzucać kłody pod nogi wsparli zwierzęcych społeczników. Cieszę się, że są jeszcze ludzie doskonale zdający sobie sprawę, jak ciężko społecznie się obecnie działa. Dziękuję za tę akcję z całego serca, jestem na kocie smarki w 100 % przygotowana.