Historia pewnej adopcji

Kolejna historia z cyklu: tylko u nas w Kociej Mamie mogą się wydarzyć takie sytuacje. Teraz, z perspektywy kilku dni inaczej postrzegam całe wydarzenie i gdyby nie fakt, że od ponad roku przez wydawanie żywieniowych paczek żyję w jeszcze większym amoku, mam świadomość, że zignorowałam i zbagatelizowałam sygnały, które otrzymywałam od wolontariuszki. Szybka reakcja pozwoliła uniknąć zamieszania, które to tradycyjnie w wyniku mojej błyskawicznej analizy możliwości działania finalnie zamiast konfliktu zakończyło się fantastycznym happy endem.

Ale zacznę od początku. Każdy, wyrwany nawet nieoczekiwanie do odpowiedzi bez wahania na 6 odpowie na pytanie : które koty są oczkiem w głowie Szefowej, które mają zielone światło i tryb bez kolejki do przyjęcia na pokład.
Oczywiście bezapelacyjnie : stare, chore, kalekie, powypadkowe i ślepe mioty do karmienia. Tak było, jest i nadal będzie! Ta zasada jest niepodważalna, niezmienna, nie podlegająca żadnej nawet drobnej korekcie.

Swego czasu otoczyłam kuratelą połamańca Gacka, nic wielkiego z mojej strony, to raczej Doktor pracujący w Amicusie miał nie lada wyzwanie, musiał złożyć fatalnie połamane obie tylne łapki. Moja rola tradycyjnie była błaha: opłata za fakturę, wspieranie domu tymczasowego zaopatrzeniem dla delikwenta, no i rzecz jasna wyszukanie najlepszego domu stałego na świecie.
Spokojnie czekałam aż klinika da sygnał, że Gacek jest w 100% zreperowany, tymczasem kot zmienił miejsce tymczasowego pobytu. Kilka tygodni temu zadzwoniła do mnie przesympatyczna dziewczyna w sprawie adopcji. Ujęła mnie swoim wyborem : Pani Izo, ja nie chcę zdrowego kota, pragnę otoczyć miłością jakąś bidę z trudnych adopcji, tylko żeby był w miarę młody. Jestem samotna, kot nie będzie wychodził, osiatkuję okna.
Rewelacja! Dosłownie spadła mi z nieba wymarzona opiekunka dla Gacka.

`Umówiłyśmy się na spotkanie. To, co usłyszałam podczas wywiadu, utwierdziło mnie, że to odpowiedzialna kandydatka. Umówiłyśmy się na środę. Publiczną tajemnicą jest, że wierzę w magię „ środy”. Tego dnia podejmuję ważne decyzje, tego dnia wszystko przebiega zgodnie z moim pragnieniem, tego dnia spotykają mnie fajne rzeczy.
Paula- dzwonię do wolontariuszki- dobiega kresu męka Marcina, mam fajną dziewczynę dla Gacka, biedaka przestanie męczyć alergia na sierść. Jakość po drugiej stronie nie słyszałam entuzjazmu…..
W piętek Gackowi były uprzejme powiększyć się węzły chłonne. Test wykluczył Fipa, więc odetchnęłam z ulgą, nie po to ratowany był z takim oddaniem, ale najważniejsze, że skończyło się tylko na leczeniu antybiotykiem. Przełożyłam adopcję, wiadomo chorego kota nie wypuszczę spod skrzydeł.

Dziewczyna rozumiała sytuację i moje stanowisko.
Nadeszła środa. Przedpołudniem spotkałam się z moją kosmetyczką, cieszyłam się na ten zasłużony relaks. Koło południa zadzwonił telefon: Pani Izo, to ja Marcin – druga połówka Pauli, ja w sprawie Gacka- Pani Izo, córki i Paula od soboty płaczą, proszę nam nie zabierać Gacka, co tam moja alergia, będę się faszerować lekami, nie mogę im tego zrobić, proszę…….
I się skończyła chwila dla mnie! Podziwiam Kasię za spokój i profesjonalizm z jakim wykonywała swój zawód, ja taką klientkę wyrzuciłabym z gabinetu!
Najpierw sięgnęłam po perswazję : Marcinie będziesz się dusił i skończysz jak ja na sterydach, masz świadomość?
Dziewczyna specjalnie wzięła na dziś wolne, poprosiła o pomoc w transporcie, jeszcze rano potwierdzałyśmy sobie spotkanie.
W odpowiedzi : Pani Izo, Lenka i Oliwka płaczą, jak mam dzieciom wytłumaczyć? Przez ten miesiąc pokochały Gacka!
Marcin, wychodzę na niepoważną osobę…
Cisza i słowa: Pani coś wymyśli….proszę.
I teraz zaczyna się czarowanie kotów, ta ich opieka nad Kocią Mamą, ta dbałość, by jak najwięcej z nich poleciało do fajnych domów.
Nie chciałam skrzywdzić dzieci, ale i miałam świadomość, że czekająca na kota dziewczyna, również nie powinna mieć do mnie żalu.

Kilka tygodni wcześniej robiłyśmy z Anią porządek w adopcjach na www. Tradycyjnie leci potem mail do dziewcząt opiekujących się portami i Izą, która wklepuje teksty na stronę internetową. Wiadomo, każda z nas pracuje swoim trybem, Iza dopiero w środę rano uzupełniła zakładkę : adopcje- młodzież i w niej zamieściła jeden pod drugim dwa koty Gacka i Lukra.
Bingo, klapka się otworzyła, przemknęły przez myśl oglądane rano wpisy. Słuchaj Marcin, skoro tak bardzo kochacie Gacka, walczcie o Niego, dam Ci kilka podpowiedzi, niech Paula działa. Wy fatycznie związaliście się z kotem emocjonalnie a dziewczyna nie, bo Go nawet nie poznała. Chce z trudnych adopcji, proszę niech bierze Lukra!
Oba koty są w tym samym wieku, po kastracji, zaszczepieni. Obaj mają za sobą niefajne życie, uratowane ze wsi, Gacek po operacji ortopedycznej, Lukier po laryngologicznej , walczyliśmy o zachowanie słuchu i uszu.
Tak jak przypuszczałam, finał historii był cudowny. Jednego dnia dwa kalekie koty zmieniły status z oczekujących na domowe. To kolejny wyróżnik Fundacji na tle innych działających w mieście. Inni mają kłopot z adopcją zdrowych u nas walczą o koty kalekie!
Optymizmem napawa fakt, że młodzi ludzie są mądrzy, wrażliwi i empatyczni.

Całe to zamieszanie adopcyjne wspominam szalenie sympatycznie, Najbardziej bawiła mnie rola srogiej Szefowej, kiedy jednocześnie strofując Marcina, odwołując się do ustaleń, powagi sytuacji, troski o prestiż i wiarygodność Firmy, intensywnie analizowałam jakby tu upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Żeby spełnić prośbę Pauliny i dziewczynek jednocześnie nie krzywdząc nieznajomej mi dziewczyny, bowiem sama rozmowa z Nią była ogromną przyjemnością i ostatnią intencją było Jej skrzywdzenie.
Jak kot po raz nie wiadomo który spadłam na cztery łapki. Oba koty są w cudownych domach i na szczęście nikogo nie rozczarowała Fundacja!