Historia pewnej babki

Kilka tygodni temu, jakoś przed wieczorem, do lecznicy weszła kobieta w wieku na oko lat 70. Na stole postawiła koszyk mówiąc: „Proszę ją uśpić, nie daję rady opiekować się nią i ponad 90 letnią matką. Mam swoje lata, a ona – wskazała kotkę – już się nażyła. Ma prawie 20 lat, jest ślepa, dotąd była wychodzącą, cud, że pod auto nie wpadła, nie byłoby kłopotu.”

Doktorowa zaniemówiła. Ona i eutanazja na życzenie! Zabrała kotkę na zaplecze, oddała koszyk i pożegnała się zdawkowo.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie:
– Przyjęłam kotkę.
– Jakieś szczegóły?
– Jest czarna, ma grzybicę, sama skóra i kości – tak mocno niedożywiona i jest kompletnie ślepa…
Ton jej głosu wzbudził moją czujność.
– Aniu, a ile ona ma lat?
Cisza w słuchawce trwała zbyt długo…
– Anna, nie mów mi, że to jakiś kompletny staroć!
– Wiesz… Nie musisz jej przyjmować do Fundacji…
– Zaraz nerwy stracę, ja o coś kompletnie innego  pytam!
Obie mają tak, Anna i Magda. Kiedy Madzia szarżuje albo podnosi mi adopcyjną poprzeczkę – sapie, Anna natomiast się jąka.
– Ania, proszę, skoro i tak już mamy kota…
– No dwudziestu może nie ma, ale 18 z całą pewnością.
– Jesteś pewna? Ciekawa sprawa, skoro nie mamy żadnych dokumentów na jakiej podstawie wysnuwasz taki wniosek? Równie dobrze może mieć 25 lat! Rozmawiałaś z opiekunką? Nie da jej szans na dożycie?
– Nie, ona zdecydowała, podjęła decyzję.
– Fajnie się przerzuca odpowiedzialność na innych, jakoś wybrniemy…
Wiedziałam, że gdyby były podstawy do eutanazji nie byłoby tej rozmowy.
– To chodzący kościotrup, ale tym się nie przejmuj, podkarmimy, martwię się co nam wyjdzie z krwi.

Plan powstał szybko: najpierw zniwelować niedowagę, ale rozsądnie, by organizm nie oszalał. Potem kolej na badania czyli morfologia i biochemia ale wcześniej trzeba wyleczyć grzybicę.

Kotka dostała imię Babka, swoje pudełko, miski, nieopodal kuwetę i zaczęła się uczyć topografii nowego lokum.

Jak coś takiego można zrobić staremu kotu, gdzie ta kobieta ma serce? Nie chcę nawet myśleć, jaką troską otacza starusieńką matkę. Czy była na tyle bez serca, że podzieliła się z nią swoim pomysłem czy też z litości wymyśliła zgrabną bajeczkę?

Żadna z nas nie ma potrzeby komunikacji z tą panią. Mija szósty tydzień odkąd Babka mieszka w lecznicy. Ani śladu po grzybicy, badania jak na ten wiek całkiem dobre, teraz przed nami najtrudniejsze zadanie: znaleźć dla niej na wyłączność kolana i rączki do głaskania. Babka, mimo iż kompletnie ślepa, po kilku dniach pobytu umiała już doskonale nauczyć się drogi, by dotrzeć do gabinetu doktor Anny po swoją porcję miziania.

Kogo dla niej szukam? Sama nie mam pojęcia. Domu zamkniętego z uwagi na ślepotę, raczej bez małych, krzykliwych dzieci i młodych, chętnych do zabawy psów. Szukam osoby w wieku każdym, w przypadku tej adopcji pesel adoptującego ma drugorzędne miejsce. Człowieka, który wybaczy, że kotka może czasem nie trafić dokładnie do kuwety, że będzie trzeba na początku poświęcić jej więcej uwagi, by poznała nasz ton głosu, zapach, temperament i innych domowników. Fundacja ze swej strony podejmuje się ponosić koszty za opiekę weterynaryjną Babki dożywotnio.

Tyle mogę ze swej strony. Jak zwykle ufam, że znajdzie się wielkie serducho i stworzy bezpieczną przestrzeń na ostatnie chwile życia, ale mając za przykład Madzinego Rupiecia, Babka może jeszcze dostać od losu wiele radości, miłości i czułości.