jesienne atrakcje, czyli szpital w domu Moniki

Lato było w miarę spokojne – obeszło się bez poważniejszej epidemii, były oczywiści trudne interwencje ratujące życie, ale na szczęście naszych podopiecznych nie dotknęła panleukopenia ani grzybica. Niestety jesienią zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

Jak zwykle zewsząd zgłaszane są koty w każdym wieku. „Nagle” karmiciele zauważają, że nadchodzi zima i warto zadbać o los mruczków. Zaczynają więc wywierać naciski na dziewczyny pracujące w kontakcie. Chwytają się różnych metod: groźby, prośby, emocjonalny szantaż, rozgoryczenie, wyrzuty „od czego jest Fundacja” oraz wcale nie incydentalne obietnice złożenia na nas do urzędu skargi. Zdarzają się i tacy, którzy z irytacją pytają: „to za co bierzecie kasę?”

A ja jak zwykle tłumaczę cierpliwie: wolontariat w Kociej Mamie całkowicie oparty jest na społecznej pracy, więc nie dam się nikomu zastraszyć ani wywołać u siebie wyrzutów sumienia, że moja Fundacja jest źle bądź nieudolnie zarządzana. Bycie szefową FKM dawno przestało być miłym obowiązkiem, stało się jarzmem, które coraz bardziej mi ciąży.

Nie muszę godzić się na takie traktowanie, na zarzuty, że zbyt słabo działa Kocia Mama, że mamy ograniczone moce przerobowe, ponieważ nie jestem w stanie przyjąć i przysposobić wszystkich
zgłaszanych futer.

Żeby zachować płynność w przyjmowaniu, muszą następować adopcje, nie ma innej opcji.
Z ostrożności nie łączę miotów. Nie dokładam do DT kotów, które nie przebyły kwarantanny.
Zbyt dużo czasu poświęciłam na wprowadzenie w życie schematu gwarantującego „czystość” od wirusów i bakterii, bym uległa pod wpływem nacisków osób tylko okazjonalnie pomagającym zwierzętom. Od tej zasady nie odstąpię za nic!!!

Wymuszanie na mnie decyzji jest na wstępie już skazane na porażkę, bowiem wszystkie działania uwarunkowane są budżetem, a mając określone wydatki związane z bieżącą obsługą DT nie podejmę interwencji, w wyniku której naruszę stabilność i wypłacalność FKM.

Przez lata pracy widziałam wzloty i upadki różnych towarzystw i fundacji. Powód zawsze był jeden: zachłyśnięcie chwilowym dobrobytem i brak perspektywicznego myślenia. Jak mówią mądrzy ludzie: buta kroczy przed upadkiem. Twardo stąpam po ziemi. Tego nauczyło mnie życie. By dobrze i spokojnie pracować na rzecz tych kotów, którymi już się opiekujemy, muszę być świadoma rzetelnego zabezpieczenia. To jest nie tylko wentyl bezpieczeństwa dla mnie, bardziej dla DT i ich podopiecznych.

Kociałkowoto dom Tymczasowy prowadzony przez Monikę. Trudne koty, trudne przypadki, nietypowe choroby. Przeszła już nie jeden chrzest bojowy, zdobywając nawet niechciane kolejne sprawności i umiejętności z zakresu pielęgnacji, leczenia, rehabilitacji. Teraz opiekuje się rodzeństwem Czarusią i Szarusią.

Dziewczynki przyjechały z Rudy Pabianickiej, chorował cały miot, bracia odeszli za TM. Koteczki
mocniejsze, jakoś się trzymały, ale grozą powiało podczas sterylizacji, lekarz podczas zabiegu wykrył u jednej z sióstr płyn, wskazanie testu i morfologii było ewidentnie fipowe, jednak wdrożono leki, zdecydowałam się podjąć leczenie.
Kroplówki, interferon, cykloferon.

Mija trzeci tydzień od ich zabiegów.
Małe nie wykazują żadnych dramatycznych zmian w zachowaniu, nie mają spadku ani wahań temperatury, nie gorączkują, nie są ospałe czy osowiałe. Bawią się, są aktywne, mimo to nadal podawany jest cykloferon, Czarusia otrzymała także convenię.

Przed nimi badania kontrolne, zatem trzymamy kciuki, by organizmy zwalczyły fipa. Oprócz bardzo troskliwej opieki DT i prowadzących lekarzy nie jestem w stanie w żaden sposób kotkom pomóc.

Nie wierzę w cuda, wierzę w medycynę i losy zapisane w gwiazdach, więc nie rozkładam bezradnie rąk, tylko stwarzam kocicom korzystne warunki do podjęcia walki o swoje życie.