klimatyczne miejscówki

Znamy przestrzeń miejską niemal doskonale, jak profesjonalni kierowcy sieci transportowych – skróty ułatwiające dojazd, parkowanie w miejscach kłopotliwych, oraz ulice, o których mało kto słyszał. Jest to jedna z wypadkowych naszych klasycznych spotkań edukacyjnych. Szkoły generalnie od zawsze budowane były jako budynki tworzące kompleks lub wielki widoczny pojedynczy gmach. Przedszkola również były projektowane w tym stylu, a w ubiegłym wieku, dla ułatwienia dzieciom i potem młodzieży szkolnej w trosce, by nie zmieniały radykalnie środowiska, jeden obiekt był posadowiony obok drugiego. Naturalnie następowało przejście z wieku przedszkolnego do szkolnego, a zmiana jakości i przede wszystkim związane z tym faktem obowiązki, odbywały się przy minimalnym stresie. Dzieciaki, bawiąc się w ogródku od początku pobytu w przedszkolu, miały świadomość, że pewnego dnia również i one dostaną mundurki, plecaki i zaczną chodzić do szkoły. Bardzo fajne rozwiązanie, zwłaszcza dla dzieci wyjątkowo wrażliwych, mało odpornych na stres oraz lękliwych.

Takie kombinacje panują do dziś także, na szczęście nikomu nie przychodzi do głowy burzyć tych starych szkół czy przedszkoli z lat 50.
Wiadomo, miasto się rozwija, zmieniają się również potrzeby. Życie weryfikuje je i podsuwa rozwiązania. Powstają nowe przedszkola, które do swoich potrzeb modernizują klasyczne mieszkania w blokach. I tak odwiedzałyśmy placówkę, która na Starych Chojnach mieściła się na parterze bloku. Klasy funkcjonowały na zasadzie amfilady, przechodziło się z jednej do drugiej po drodze mijając śmiesznie wykrojone toalety, zaplecze gospodarcze i dość dużą kuchnię.
Najfajniejsze przedszkola są jednak w starych fabrykanckich pałacykach i kamienicach. Nie dość, że posiadają zabytkowe drewniane klatki schodowe, dostosowane do współczesnych potrzeb, tajemne przejścia dla służby, to w salach stoją także stare meble secesyjne lub art deco, a kąty zdobią nieużywane piece kaflowe, będące świetnym elementem dekoracyjnym, ale i pamiątką dokumentującą naszą fabryczną historię. Jest kilka takich klimatycznych placówek, do których lubimy wracać właśnie z powodu panującej tam atmosfery i zapachu specyfików używanych do konserwacji mebli unoszącego się w powietrzu. Tak naprawdę nigdy nie wiem jakie okoliczności, atrakcje czy niespodzianki ze strony Fundacji mnie zaskoczą. To, że z uporem maniaka od ponad 20 lat funkcjonuję bezkolizyjnie ogarniając tę szaloną nieprzewidywalną gromadę, zawdzięczam temu, iż prowadzę systematycznie kalendarz, w którym to zapisuję nie tylko swoje zadania, ale i osób, które działają w niektórych zespołach.

I tak dla przykładu, urlopów korektorek nie muszę śledzić, ponieważ nigdy nie było sytuacji, żeby nagle obie Anula i Ela poczuły impuls do nagłej eskapady. Nawet w przypadku konieczności sprawdzenia pisma czy reportażu zawsze jedna z wolontariuszek jest dyspozycyjna. Inaczej kwestia się przedstawia w przypadku Emilii, która odpowiada za dział graficzny. Generalnie staram się, by każdy zespół funkcjonował w duecie, są jednak i wyjątki, do których również należy aktywność Iwonki zabiegającej o wsparcie. Prowadzić pertraktacje ze sponsorami może z każdego miejsca, więc także w jej przypadku raczej nie mam większego kłopotu.
Sen z powiek zawsze spędza mi organizacja akcji miejskiej w formie kiermaszu oraz każde przygotowanie lekcji kociej. Nigdy nie wiem, kiedy misternie przygotowany plan rozsypie się jak domek z kart. Kiedy w niedzielny ranek przeczytałam wiadomość od osoby, która miała prowadzić następnego dnia edukację, momentalnie podniosło mi się ciśnienie. Problem stomatologiczny wykluczył udział edukatorki w zajęciach, tylko że tym razem ugaszenie pożaru nie kończyło się wyłącznie jej zastępstwem. Prowadząc spotkania niezwykle aktywnie, mając za cel utrzymać dotację, musimy wykazać na piśmie spotkanie z 4000 osobami. Nie jest istotne, czy będą to tradycyjne lekcje, warsztaty lub ogłoszony konkurs. Przyznane pieniądze mamy obowiązek spożytkować całkowicie na cele opisane w projekcie.
Kalendarz spotkań na szczęcie codziennie się zapełnia. Reklama na fanpage, aktywność wolontariuszy w swoich środowiskach przekłada się na wynik.

Informacja poranna zburzyła szansę na spokojną niedzielę. Nie zgodziłam się na odwołanie z kilku powodów, najważniejszym był oczywiście fakt, że czekały na nas dzieci, które już nie raz miały okazję słuchać naszych wykładów. Druga kwestia, także szalenie istotna, to napięty harmonogram spotkań. Trudno byłoby mi zaproponować coś sensownego na poniedziałek rano, gdybym musiała odwołać wizytę. W organizacji każdej wizyty jest zbyt wiele połączonych aspektów. Wolałam przejąć zadanie niż jeszcze innym zaburzać niedzielne prawo do relaksu oraz odpoczynku. Z Blanką pracuje się doskonale. Lubi tę aktywność, bez problemu nawiązuje kontakt z dziećmi, ma właściwe podejście do zadania.

Każda wizyta ma swoje określone rytuały. Oprócz wykładu, mamy stały pakiet atrakcji i prezentów. Krówki oraz Legitymacje Przyjaciela Fundacji są stałym elementem. I jak się okazało, nie zastępstwo było największym kłopotem, a elementy składowe. Przekazując torbę zwierającą artefakty pomocne podczas kociej lekcji, dałam wszystkie jakie miałam legitymacje, ponieważ niestety rozeszły się w błyskawicznym tempie, a kolejna partia czekała sobie dopiero na odbiór w drukarni. Nie przewidując kolizji, wizytę w drukarni zapisałam sobie w notesie jako tę z cyklu „po drodze i przy okazji”.

Od zawsze powtarzam, że mam niesamowite szczęście prowadząc taką ekipę. Zawsze, szczególnie w momentach trudnych i kłopotliwych, mogę liczyć na pomoc w zażegnaniu katastrofy. Tak było i tym razem. Ewelinka popędziła do Kasi, przekazała mi nieszczęsne legitymacje.

A co do spotkania, to było świetne! Przynajmniej obeszło się już bez niespodzianek. Na wizytę pojechał Iwan – mój mądrales. Był grzeczny i współpracował, jakby rozumiał, że został wyczerpany limit na robienie zamieszania.

Dzieci szczęśliwe, opiekunki współpracujące. Kiedy składa się ponowienie wizytę, wszyscy wiedzą, jakie przeważnie są jej elementy składowe. Zajęcia z pozoru tylko są takie same. W schemat wpisuje się kot, pomoce znajdujące się w magicznej kociej torbie oraz prezenty. Jak natomiast przebiega wykład zależy od prowadzącej, a musimy pamiętać, że nie zawsze przychodzą do dzieci te same osoby. Zespołów jest klika i te podejmują zadanie, które akurat mają wolne lub popołudniową zmianę w pracy. To fajna sytuacja, ponieważ każda prowadząca ma inne doświadczenie i wiedzę, co wynika bezpośrednio z tego, z jakimi kotami ma styczność. Inaczej opowiada o mruczkach wolontariuszka prowadząca koci żłobek, inaczej ta mieszkająca z kalekimi, a kompletnie w innym tonie prowadzi prelekcję osoba, która przez cały wolontariat skupia się na pomaganiu wyłącznie tym dotkniętym przez los. Oczywistym jest, że maluszkom nie przekazujemy informacji drastycznych, dramatycznych czy spektakularnie brutalnych. Skupiamy się na pielęgnacji, opiece, pozytywnej relacji. Im dłużej odwiedzamy daną placówkę, tym większy wzbudzamy podziw wśród personelu. Musimy pamiętać, że dzieci zmieniają się cykliczne, a opiekunki nie, więc to one mają okazję uczestniczyć w zajęciach na przestrzeni kilku lat i są najlepszym recenzentem naszych umiejętności.

Dziękując za sympatyczne spotkanie, liczę na zgłoszenie się społeczności do udziału w warsztatach lub kocim konkursie.