Maraton edukacyjny

Praca w Fundacji w każdej jej płaszczyźnie realizowana jest przez wolontariusza. Efekt jej zależy tylko i wyłącznie od jego osobistego zaangażowania, chęci i sposobu realizacji podjętych przez siebie zadań. Gdyby poczta nie szwankowała, nie skazana byłabym na zabieranie laptopa na każde wakacje. Ludzie piszą wiadomości ufając w naszą wiedzę, kompetencję, licząc przede wszystkim na szybką, rzetelną odpowiedź.

Zaufanie szybko można stracić. Mając świadomość, że opiekunami są generalnie ludzie w dość dojrzałym wieku, jako jedna z nielicznych organizacji posiadamy dużą ilość aktywnie pracujących wolontariuszek pod telefonem.
Przez lata pracy, obserwuję falowe zmiany w natężeniu poszczególnych działań. I o ile przez ostatni czas spotkania edukacyjne odbywały się z mniejszą częstotliwością, o tyle w tym sezonie z radością zauważyłam dość radykalne zmiany.

Nie muszę podkreślać, że ta forma naszej aktywności ma przeogromne znaczenie w budowaniu postawy wobec wszystkich zwierząt, nie dotyczy to wyłącznie tak bliskich naszym sercom kotów.
Kot jest elementem łączącym nas wszystkich, ale wielu z moich wolontariuszy zawitało do Fundacji z kompletnie innej potrzeby: bycia społecznym, realizacji nie tylko zawodowych ambicji. Sama świadomość formy i sposobów oferowanych aktywności daje ogromne możliwości rozwoju osobistego, spełnienia i satysfakcji.

Jako szefowa nie oczekuję od wolontariusza gotowości i dyspozycyjności 24 godziny na dobę. Każdy sam określa tryb pełnionego wolontariatu, warunek jest jeden niezmienny: oczekuję by przyjęte zadania wykonywać mając na uwadze fakt, że przy okazji jesteśmy reprezentantem Fundacji i nasza postawa rzutuje na opinię i wizerunek.
Przed każdym spotkaniem z dziećmi i młodzieżą trwa w zespole edukacyjnym narada. Kto z kim pracuje, kto tego dnia zapewnia transport, które jadą koty i jak się po drodze zbieramy. Wiadomo logistyka to podstawa sukcesu!
Tym razem było dość dramatycznie, bowiem wypadła mi z ekipy druga prowadząca, a tu bagatela umówione jest 12 grup czyli niezły edukacyjny koci maraton.
Kasia była przerażona, usunięcie awarii w domu była oczywiście ważniejsze niż wyjście do dzieci, jednak miałyśmy zbyt mało czasu na zmianę terminu.
Bardzo szybko w sytuacjach kryzysowych potrafią analizować fakty.
Ja, Gosia i Ela to dobry skład na spokojną edukację, ale 12 grup to raczej nie lada wyzwanie.
„Mam wolne, odwołane zostały wykłady z japońskiego, mogę jechać i pomóc” – informacja normalnie fantastyczna, bowiem druga Gosia równie fajnie jak Kasia rozmawia o futrzakach z dziećmi.
Jakie plany na środę?- pytam Agnieszkę wiedząc, że ma tego dnia wolne.
Nic szczególnego, chyba będę szyła dla Fundacji maskotki – Aga stanowi jedną z naszych niezwykle aktywnych rękodzielniczek. A nie miałabyś ochoty poznać jeszcze jedną formę naszej pracy? Może pomalujesz kocie wąsiki na buźkach? idziemy z kotami do przedszkola!
A wiesz, to jest całkiem fajny pomysł na spędzenie przedpołudnia.
Kasia, nie dramatyzuj, nie panikuj, sytuacja cudnie ogarnięta. Mamy skompletowane dwa zespoły z super obsadą, nawet jeden wolontariusz postanowił tego dnia iść na pracujące wagary!

Jak mam jednym zdaniem określić to spotkanie? Chyba wspomogę się zapytaniem Gosi, w chwili kiedy szacowała podarowaną karmę: co ta Kasia tym ludziom opowiada, że tak bardzo biorą sobie do serca prośbę o przynoszenie dla kotów prezentów?
No właśnie! Co im opowiada ustawiając spotkania? Czy się z nami tą wiedzą podzieli? czy zostanie sposób komunikacji wyłącznie jej tajemnicą? Dla mnie liczy się efekt, a wyniki jej pracy zaskakują mnie po każdym spotkaniu coraz bardziej.
To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Byłyśmy w szoku od chwili przekroczenia progu przedszkola: powitała nas uśmiechnięta delegacja z Panią Dyrektor na czele, przesympatyczne nauczycielki wspierały podczas zajęć, pilnując ciszy, ładu i porządku, Pani w szatni dyrygowała układaniem karmy, a tej otrzymałyśmy tyle, że zapakowałyśmy w aż dwa samochody.
Wszyscy byli przeszczęśliwi.

Matki odbierające dzieci podejmowały rozmowę: znamy Kocią Mamę, robiła porządki z kociakami na Rudzie…, moja mama ma od was kota, adoptowała od …, byliście kiedyś u mego synka w szkole, fajnie, że zajrzałyście teraz do córci…
Wszystko staje się nagle jasne i bardzo oczywiste, dobre recenzje bardzo zaważyły na świetnych prezentach.
Od lat powtarzam i musimy wreszcie zrozumieć proste przełożenie: jak nas widzą tak nas piszą i pamiętają. Jeśli w pamięci tkwi skuteczna pomoc czy interwencja, naturalnym jest faktem pozytywna opinia, to potem decyduje nie tylko o aktywności podczas zbiórek, ale i tempem adopcyjnym, które stymuluje konkretną pomocą dla tych tkwiących w komórkach.
Miejmy więc świadomość, że każda dziedzina pracy Fundacji, jest pośrednio połączona ze sobą, ale też wspomagająca i uzupełniająca.