Niecodzienny wernisaż

Spotkałyśmy się, by ratować koty. Wszystkie: zdrowe, chore, ułomne i lekko kalekie, z największą atencją odnosimy się zawsze do małych, ślepych, nieporadnych. Mamy swoje specjalizacje i preferencje. O ile obie Izy szczególnie gustują w kotach dość mocno dorosłych, schorowanych i wycofanych, o tyle ja uwielbiam sezon na kota w czapce, czyli kiedy zmuszona jestem malusie kocięta nosić jak matka na sercu. Pakuję wtedy delikwenta, w zależności od pory, w czapkę, mniej lub bardziej ciepłą i tak razem wykonujemy czynności codzienne do czasu, aż malec nie stanie się samodzielny, z uwagi na jego bezpieczeństwo funduję Mu monitoring prawie całodobowy.

Kiedy dorasta, staje się rozważny i umie reagować na duże koty, z czapki wędruje do mojej kociakowej ochronki, czyli swobodnie buszuje na ogromnym drapaku, który jest najważniejszym meblem w moim domu.
To są, mimo iż bardzo czasochłonne, bardzo miłe obowiązki.
Z czasem, kiedy Fundacja urosła, stała się znana i ceniona, do moich obowiązków, doszedł jeszcze jeden dość istotny, otóż reprezentowanie Kociej Mamy w mediach, na imprezach kulturalnych, spotkaniach w urzędach. O ile pierwszą i trzecią aktywność staram się minimalizować, generalnie z uwagi na brak czasu, a o sławę i reklamę na łódzkim rynku raczej nie musimy już zabiegać, o tyle z przyjemnością uczestniczę we wszystkich wydarzeniach, szczególnie bacząc by nie przegapić żadnego zaproszenia od przyjaciół czy znajomych Fundacji. Tego zadania starannie pilnuję, by nie urazić organizatorów imprezy, bo przecież w dobrym tonie jest szanować miłe gesty. Grudzień zawsze jest miesiącem trudnym. Przeprowadzamy ostatnie spotkania edukacyjne, zawsze od lat odbywa się Gala Wolontariatu, ale także rozmaite imprezy okolicznościowe typowe do świątecznego czasu.

Grudniowe tygodnie wypełnione są gęsto, ale każdy dzień zbliżający mnie do Wigilii daje nadzieję na relaks, odpoczynek, na chwilę dla siebie, na tak potrzebną nudę, która świetnie ładuje moje akumulatory.
W tym roku po raz pierwszy byłam na niecodziennym wernisażu, na który zostałam zaproszona przez Maję, pracującą w Łódzkim Towarzystwie Alzheimerowskim. Jedną z form zajęć prowadzonych przez terapeutki ośrodka są zajęcia plastyczne. Prace powstałe na warsztatach były tak przepiękne, oryginalne i niebanalne, że zdecydowano się na zorganizowanie wystawy.
Z wielkim uznaniem i szacunkiem odnoszę się do niesamowitego oddania i zaangażowania ekipy ośrodka, bo w ich przypadku nie można użyć określenia rutynowego: pracownik. Od lat obserwuję te dziewczyny jak wspólnie, terapeutki zajęciowe, personel medyczny i kadra kierownicza opiekują się, troszczą i zabiegają o komfort swoich podopiecznych. Pamiętać musimy o jednym, pacjentami ośrodka są osoby na końcu, a nie początku swej życiowej drogi. Oni już przez nie jednych stawiani są w drugim szeregu, mało kto troszczy się o ich emocje, uczucia, marzenia. Te dziewczyny nie dość, że każdy ich dzień czynią małym świętem, to jeszcze wychodzą z wiedzą o Nich poza ośrodek. Zdobywają sympatyków i sponsorów. Dumna jestem, że nasza Kocia Mama jako jedna z pierwszych stała się Ich przyjaciółką, ambasadorką i dobrym duszkiem zawsze gotowym przyjść z pomocą i radą.
Tą wystawę polecam każdemu. Przeróżne techniki, niebanalne tematy prac. Mnie szczególnie zachwyciły przepiękne rysunki kredką, ale też prace przestrzenne: cudny, napuszony kogut i polujący kot! Były też zbudowane makiety.
Odwiedzam ośrodek od kilku lat, zostaję w przyjaźni nie tylko z Majką, dlatego miałam okazję śledzić kolejne etapy powstawania niektórych prac, ale szczerze przyznaję, efekt końcowy i tak zaskoczył mnie niesłychanie.

Wernisaż odbył się w znanym nam Art_Inkubatorze, w Fabryce Sztuki. Moim skromnym zdaniem polecam wystawę szczególnie terapeutom prowadzącym zajęcia w podobnych ośrodkach. Nie jest hańbą naśladować cenne pomysły i projekty, nie w przypadku, kiedy pracuje się z ludźmi dotkniętymi chorobą otępienną mózgu.
Piękny to był wieczór, niezwykle pozytywny i optymistyczny.

Mam nadzieję, że sukces pierwszej wystawy, zachęci specyficznych artystów i Ich niezwykłych terapeutów do tworzenia następnych prac, a być może przy okazji KotoManii, obok prac dzieci ze szkoły przyszpitalnej, pokazane będą pracę dojrzalszego pokolenia.