Podsumowanie łapanki na Złotnie

To był wynik, te 24 koty odłowione na Złotnie.
Takie interwencje długo się pamięta, analizuje etapy, szczegóły.
To dla też był mnie miły sprawdzian, że nadal mam refleks, że nie zawodzi mnie instynkt, że mimo bycia Szefowa tak dużej Fundacji nie obrosłam w piórka, nie siadłam na laurach tylko nadal jestem tą samą kociarą, która z troski o koty wpakowała sobie taki ciężar na barki.


Z tej gromady cztery ze znamionami rasy mają domy, dziewczyny oswajają resztę, idzie im nawet całkiem dobrze, każdy dzień przynosi malutki postęp. Mamy czas, one trafiły do nas jako młodzież a nie małe, nieporadne maluchy. Z ich powodu musiałam otworzyć nowe dwie enklawy, latają w nich te, którym stanowczo nie przypadł do gustu pomysł na bycie domowym kotem.

Za Tęczowy Most z całej tej gromady poleciało w sumie sześć kotów czyli jedna czwarta stada. To przykre, ale gdyby nie odbyła się ta akcja, padłby wszystkie – taka jest prawda. Koty nie miały tam źle, ale niestety nie były odrobaczane, karmienie i przyzwolenie, by spokojnie mieszkały to zbyt mało, jak widać na ich przykładzie.

Akcja na Złotnie potwierdziła moje stanowisko. Odłowiłam całą mieszkającą tam gromadę i od dnia złapania miałam wszystkie koty pod kontrolą.

To, że od lat kilku co rusz panuje w kocim społeczeństwie histeria, wiemy. Koty padają niby na panleukopenię – taka jest pierwsza narzucająca się diagnoza, ale nie zarejestrowałam mimo takiego werdyktu masowej epidemii.

Sytuacja dodatkowo się komplikowała, bo z tego samego DT padały koty z interwencji, a reszta cieszyła się znakomitym zdrowiem, wiemy, że taki stan jest niemożliwy przy panleukopenii.
Koty ze Złotna mimo swej śmierci bardzo mi pomogły, pozwoliły rozwiązać dość trudną zagadkę.
Chcąc wyeliminować sensacyjne ploteczki i insynuacje, swego czasu zarządziłam przeprowadzanie sekcji. Ta decyzja nie przypadła współpracującym lekarzom do gustu, ale przyjęli moje argumenty ze zrozumieniem i finalnie przyznali mi rację. Nie ma innej drogi, żeby uciszyć pieniaczy.

W tym samym czasie umarły po dwa najsłabsze koty w różnych DT. Dziewczyny nie miały ze sobą kontaktu, więc odpada czynnik przeniesienia na ubraniu, wszystkie miały te same objawy, poddane były sekcjom przez dwie różne lekarki, ustalania obu były takie same: krwotoczne zapalenie żołądka i jelit, anemia spowodowana inwazją mieszaną glist jednocześnie z tęgoryjcami.

Potwierdziły moje domysły, że stosowane tradycyjne odrobaczenia są zbyt słabe, mają zbyt małe spektrum działania. To, że od dwóch lat pracujemy na mocniejszych, przez co i zdecydowanie
droższych preparatach nie jest moją fanaberią i rozrzutnością, a zwykłą troska o życie kotów.
Sekcje potwierdziły to, co intuicyjnie przeczuwałam analizując każdy przypadek zgonu.
To nie jest tak, że piszę TM i zapominam o kocie, zmykam rozdział z Jego historią. Od chwili gdy kot wchodzi do Kociej Mamy otoczony jest troską i opieką, a Jego śmierć oprócz smutku ma być punktem wyjścia do walki o wszystkie kolejne.

Teraz koty ze Złotna przechodzą do historii Kociej Mamy jako te, które obaliły fałszywe teorie.
Potwierdza się tym samym, że nawet śmierć da się przekuć na ratowanie następnych.