Sezon na wypadki lokomocyjne trwa!

Lato, upał, wieczór.
Miejsce akcji: parking samochodowy gdzieś na Chojnach, w starej dzielnicy Łodzi.
Okoliczność dość niebywała, nie zawsze się znajduje małego, przerażonego, ewidentnie powypadkowego kota. Reakcje z reguły są dwie: albo się działa i szuka pomocy dla ofiary, albo odwraca wzrok, usprawiedliwiając się „to nie moja sprawa”.
Wybór zawsze należy do nas!!!

Kocię miało farta, ludzie wybrali właściwy wariant.
Złapali do kontenera, zabrali do domu i wykonali telefon. I w tej kwestii mieli do rozważenia kilka rozwiązań: kontakt ze schroniskiem albo Strażą Miejską. Pokrzywdzonym przecież jest kot ewidentnie bezdomny. Animal Patrol sprawnie działa jako jednostka operacyjna Straży Miejskiej powołana do ratowania zwierząt zamieszkujących teren Łodzi, a jak zdecydowali? Moim zdaniem bardzo prawidłowo, zadzwonili do Ani, wybrali opcję najlepszą dla kota – kontakt z Fundacją.

Ania standardowo, zaleciła spokój, opanowanie, poleciła kota przetrzymać do rana i udać się na konsultację do Żyrafy, wtedy mogą oczekiwać od nas konkretnych decyzji.

Nie byłam szczęśliwa z takiego obrotu sprawy, bo wiedziałam, że finalnie i tak kot trafi pod skrzydła Kociej Mamy, a w  szczycie sezonu wakacyjnego domy tymczasowe były zapełnione, dziewczyny przejmowały maleństwa od koleżanek, by te mogły wyjechać. Jednak interwencja już się toczyła, więc nie mogłam odmówić wsparcia.

Sytuacja dość niezręczna, nie wiedziałam na jaką aktywność mogę liczyć u osób, które znalazły kota. Nie kłopotałam się o kwestie finansowe, bardziej martwił mnie brak odpowiedniego dla połamańca lokum. Nie miałam wyboru, musiałam przyjąć konsekwencje podjętej decyzji.
Zawsze z reguły reakcje są dwie: włączenie do działania przy wsparciu Fundacji i druga przeważnie częściej stosowana – podawanie tysiąca powodów uniemożliwiających zaangażowanie się, tak by zapewnić sobie możliwość scedowania na nas wszystkich obowiązków.

Jednak gdy tak jak tutaj obie strony mają na uwadze dobro kociaka, zawsze znajdzie się rozwiązanie nawet najtrudniejszej sytuacji i nić porozumienia pozwoli na konstruktywne działanie.

Połączyliśmy siły i środki dla dobra małej, przestraszonej kotki, której nadałam imię Motorynka.

Diagnoza była i dobra i zła zarazem.
Maleństwo ma połamaną miednicę, uraz zdecydowanie powypadkowy, musiała mieć kontakt z autem. W wyniku uderzenia, oprócz miednicy, uszkodzone zostały jeszcze nerwy, dlatego chwilowo miała bezwładną łapkę.

Pracą podzieliliśmy się sprawiedliwie. Fundacja przyjęła na siebie koszty leczenia i wszelkie wydatki związane z diagnostyką i badaniami, zapewniła także jedzenie i wyprawkę dla domu tymczasowego oraz użyczyła sprzęt niezbędny podczas rekonwalescencji. Państwo, którzy znaleźli to chore kocie dziecko, zaopiekują się nią do momentu adopcji.

Spokojnie, rozważnie poprowadzona sprawa ze wskazaniem przede wszystkim na dobro kota.
Opiekunowie tymczasowi też szczęśliwi, wdzięczni Fundacji, że zdjęła z ich barków dość istotny problem. Sami, jak się okazało, wielcy kociarze bali się myśli, że kocię trafi do schroniska, gdzie skazane by było na samotność w klatce podczas rekonwalescencji.

Kilka tygodni temu miałam przykry incydent, fatalnie złamałam rękę w kilku miejscach. Moja przyjaciółka Magda, weterynarz pracujący w Przychodni Żyrafa , przyniosła mi lek wspomagający zrastanie kości, preparat stosowany z bardzo dobrym efektem u połamanych psów i kotów, ArthoVet Collagen, mówiąc:
– Pij systematycznie to Ci się ładnie zrośnie ta łapa!!! Z Tobą zawsze coś się wystrzałowego dzieje, nawet jak inni normalnie nie umiesz się połamać, musi być wszystko z górnej półki!!!
Tradycyjnie Magda jak się martwi zawsze na mnie furczy.

Ręka się zrosła bardzo ładnie, może to efekt cudownego specyfiku od Madzi. Kiedy więc w Fundacji pojawiło się kilka połamańców, bez wahania podzieliłam się lekiem, niech szybko wracają do zdrowia, domy muszą być puste, by Fundacja mogła ratować inne biedactwa.

 

Leczenie kotki Motorynki można wesprzeć poprzez zbiórkę.