Stałe wsparcie

Najwięcej pytań, emocji, komentarzy wśród obserwatorów naszych działań budzą zawsze Tęczowe Mosty.

One najczęściej są powodem do rozpoczęcia dyskusji, która generalnie zaczyna się od pytań zabarwionych delikatnie szukaniem sensacji, drugiego dna, bądź próby ukrycia prawdy.
Otóż pragnę wyjaśnić i rozwiać wszelkie wątpliwości: procedura przyjęcia kota, kociątka czy mnogiego miotu od ponad 3 lat jest taka sama, bezwzględnie każdy kot, obojętnie w jakim stanie zdrowia, kiedy jest przyjmowany do Fundacji, zawsze Jego pobyt zaczyna się od wizyty w jednej z współpracujących z nami lecznic.
Ten warunek jest rygorystycznie przestrzegany.

Delikwent lub ich stadko przebywają w klinice minimum 5 dni, bez wyjątku czy są to koty przekazane od opiekunów przebywające dotąd w ich domu, czy złapane pod blokiem czy w jakimś pustostanie.

Nie mam epidemii od ponad 8 lat w Kociej Mamie dlatego nadal w trosce o prawidłową i systematyczną pracę DT będę przestrzegać może i zbyt daleko idących środków ostrożności, ale mając wiedzę, że tylko czyste od wirusów DT mogą właściwie pełnić swą misję, muszę być czujna i ostrożna.

Na moją decyzję złożyło się kilka czynników. Najważniejszym jest chyba zmiana zasad postępowania odnośnie procedur związanych z podstawową profilaktyką z uwagi na wiedzę odnośnie łączenia się i mutowania wirusów.

Musiałyśmy z lekarzami przebudować całkowicie stary model profilaktyki, bowiem stosowane dotąd środki i preparaty przestały skutecznie działać. Robaczyca w różnych jej formach i pchły zabezpieczane są preparatami nowszej generacji. Droższe preparaty, pobyt w klinikach, badania kału i testy w kierunku pp, fel/ fiv oznaczają oczywiście zwiększony budżet. Ale naszym celem jest by do DT trafiały koty zdrowe albo przynajmniej dobrze zdiagnozowane. Przy takim poziomie pomagania, te koszty są nie do uniknięcia, bowiem mam dwa wyjścia: albo dbać i ochraniać DT przed zarazą, albo zwiesić interwencję, odmawiając pomocy z zakresu, który jest podstawowym i najważniejszym dla naszej aktywności.

Psychoza panuje za każdym razem, kiedy kocię odchodzi, a objawy przypominają klasyczną panleukopenię: krwawa biegunka i wymioty, a dodatkowo testy wychodzą dodatnie. Zdarza się to nawet w przypadku kociaków zaszczepionych. Żeby sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, reszta stada zachowuje się zupełnie normalnie: je, bawi się, ma książkowo poprawne kupy.

I ja i weterynarze zaczynamy skłaniać się w kierunku konieczności opracowania jakiegoś innego testu, którego parametry uwzględniłby nowe parametry i czynniki. Jednak wszyscy wiemy, że takowe muszą być poprzedzone badaniami klinicznymi i doświadczeniami w laboratoriach, a wymaga to oczywiście dość długiego czasu. Efekt jest zatem jak widzimy: co rusz starszy nas wizja tej wrednej panleukopenii!

Smutek panuje, kiedy kociak umiera. Złość i rozpacz moja miesza się z bezradnością ekipy medycznej, na to nakładają się łzy opiekunek z DT. Dlatego mam prośbę: nie szukajmy na siłę sensacji. Tęczowe Mosty piszę sama w oparciu o fakty. Nie klasyfikujmy ich w kategoriach złej pracy Kociej Mamy, braku kompetencji lekarzy czy błędów opiekuńczych wolontariuszek.

Zapewniam, że wszystkie jesteśmy bezwarunkowo oddane naszej misji. Spotkałyśmy się, bo kochamy koty, a że przy okazji mamy przyjemność pracować w składzie i trybie, który bardziej przypomina wielopokoleniową rodzinę, to tylko ułatwia i usprawnia komunikację na każdym etapie działania.

Żegnam te koty z szacunku dla Nich, ale i tych, które się Nimi opiekowały. Nie ukrywam ich śmierci, nie ograniczam się do tylko pozytywnych informacji o fajnych adopcjach. Ta praca ma dwa wymiary, oba są bardzo ważne. Nie ma śmierci, która nas nie dotyka, ale pamiętać należy o jednym najważniejszym fakcie: te, które nawet odeszły, miały czułą dobrą opiekę, ktoś o nie walczył, ktoś się starał, nie konały bez pomocy.

Ktoś, kiedyś mnie zapytał dlaczego mam tylko chore koty, jak to wytrzymuje moja psychika?
Jeszcze wytrzymuję, bo mam świadomość, że te chore mieszkające w moim domu przecierają drogę dla następnych z podobnym problemem, są zbiorem wiedzy, która potem jest argumentem, bym mogła walczyć o te, które wcześniej bez tej wiedzy były automatycznie skazywane na eutanazję.

Paradoksalnie, czasem śmierć jest punktem wyjścia do ocalenia innego kociego życia!
Dlatego ponawiam prośbę, czytajcie nie tylko Tęczowe Mosty, popatrzcie w Interwencje skąd te kociaki do nas przybyły, w jak bardzo opłakanym stanie były. Wszystkie wyjątkowo trudne przypadki można wesprzeć na Się pomaga, są tam nasze pomocowe cele. Sms z datkiem zabiera mniej czasu niż szukanie taniej sensacji, a jakże inny bezcenny ma wymiar!