to już 15-ste urodziny fundacji

O tym, że bałam się założyć fundację, wiedzą wszyscy jest to już w sumie publiczna tajemnica.

Przez wiele lat namawiali mnie przyjaciele, znajomi, weterynarze, kociarze. Teraz, kiedy fundacja jest największą organizacją w regionie, zarządzana z rozsądkiem, w intencji autentycznej rozsądnej pomocy kotom, kiedy rośnie z dnia na dzień dokonując rzeczy dla innych będących poza zasięgiem z uśmiechem wspominam ówczesne obawy i niepokoje. Największą blokadą był niestety mój charakter, do bólu jasno zdefiniowany, z zasadami, od których nie było, nie ma i nie będzie żadnych odstępstw, rozwiązań połowicznych, kumoterskich czy dla świętego spokoju, by komuś na odcisk nie nadepnąć. Zawsze uważnie unikam wikłania się w układy, właściwie wszystkie. Nie ma żadnej wartości obietnica, że coś ugram w zamian za rozwiązanie, które nie wpisuje się w moje obyczajowe reguły.

Wilk walczący samotnie, na straży swojej watahy. Tak teraz po latach widzę swoją rolę w mojej kociej gromadzie. Nie unikam odpowiedzialności, nie ceduje na wolontariuszy. Jestem murem, tarczą, słupem, o który wolontariusz może się oprzeć. Tak się utarło, że kwestie trudne spadają na mnie.

Niejeden przeciwnik sparzył się w starciu ze mną. Nigdy nie atakuję pierwsza, nie wszczynam awantury czy kłótni, jednak z pazurami umiem walczyć o każdą istotę tworzącą Kocią Mamę i nie istotne, czy jest to dziecko, dorosły czy jeden z mruczących podopiecznych.
Obecnie mija 15 rok naszej pracy. Chwalić nie muszę, bo wolontariusze swoją pracą sami wystawiają sobie laurki. Wszyscy i na każdej płaszczyźnie! Mam to szczęście, tę cholerną satysfakcję, że doskonale wyłuskałam perełki osobowościowe i przydzieliłam zadania, które przynoszą satysfakcję.

W tym roku, dokładnie jak w ubiegłym, powielamy sprawdzony schemat, czyli świętujemy na zamkniętej imprezie w gronie wolontariuszy, weterynarzy, darczyńców i przyjaciół fundacji.
Scenariusz tradycyjny. Gości powitają Anna koordynatorka Anna i Ewelinka, Emilia z Kasią przygotują dekoracje stołu i scenografię. Na początku powiem kilka słów, bo tak wypada, a potem to już tylko będzie czas na rozmowy, wspominki i anegdoty. Oczywiście wręczymy statuetki KotoManki, Stypendium im. Pitusia i dyplomy za „wtopy” 15-lecia. Wiem, że jak zwykle coś tam knują moje kocice w temacie niespodzianki dla szefowej, ale odkąd „paple” i „długie jęzory” zostały odcięte od wszelkich informacji i ta konspiracja ma duże szanse na powodzenie.
Jak teraz postrzegam Kocią Mamę? Jako fantastyczną, fenomenalną i niepowtarzalną zbieraninę osobowości, indywidualności i postaci, które na szczęście w tym samym kierunku, mozolnie, z uparciem i szalonym oddaniem jednomyślnie prowadzą Kocią Mamę.

Jak było i co się fajnego na urodzinach wydarzyło opowiemy już niebawem.