wakacyjnie, ale nie ogórkowo

Wakacje w trakcie! Wszyscy się cieszą, najbardziej, rzecz oczywista, młodzież i dzieci. W tym roku i ja mam szansę na spokojne, wyciszone wakacje, ponieważ zmieniłam delikatnie zadania.
Lubię to, co robię. Kocham swoją fundacyjną pracę, mam rękę do nadawania zadań, aczkolwiek niekiedy jestem zbyt wyrozumiała dla defektów innych. Jednak nie myląc asertywności z brakiem odpowiedzialności, świadomie przejęłam telefon kontaktowy, a mając zasadniczo mniej innych obowiązków, zaczęłam sama przywracać porządek, panujący przed laty. Jest pora na kontakt z fundacją i należy poczynione ustalenia respektować, a nie tylko wtedy, kiedy przyjdzie do głowy ochota, o dowolnej porze, łapać za telefon i urządzać sobie pogaduchy.

Wystarczył miesiąc konsekwentnego zachowania i proszę bardzo, wszystko cudnie wpasowało się w stare tryby, mniej zaburzając mój rozkład dnia, przez co życia i pracy, a wszystkie zadania i interwencje jakoś i tak się zgrabnie spinają. Po raz kolejny okazuje się, że podjęłam decyzję z idealnym przełożeniem sprawczym dla wszystkich.

Wakacje, jak już wspominałam, są trudne. Jednak, ponieważ kotki, chcemy czy nie, nadal rodzą dzieci i zdarzają się okoliczności przykre, w wyniku których nagle miot zostaje bez karmicielki, funkcje te przejmują osoby, które te kocie dzieci znalazły. I tu zaczyna się problem. Jeśli osoba ma zastępstwo w rodzinie lub wśród znajomych, nie ma kłopotu z przekazaniem roli matkowania, ale kiedy zbliża się czas zaplanowanego wyjazdu i nagle okazuje się, że nikt nie kwapi się do zastępstwa, jedyna nadzieja pozostaje w fundacji.

Mam listę tych fajnych oseskowatych karmicielek. Jestem z nimi w stałym, ścisłym kontakcie. Nie odbieram im prawa do bycia dobrym, do satysfakcji z ratowania. Pozwalam poznać smak tej szalonej radości, kiedy obserwujemy zachodzące zmiany rozwojowe z dnia na dzień, postęp i kolejne etapy życia, kiedy to nieporadny smrodek przeistacza się w odważnego, ciekawego życia kociaka.

Fundacja obserwuje, monitoruje, doradza, ale i w odpowiednim czasie przejmuje małe stadko, dzięki czemu możemy uczynić dwa razy więcej dobrego niż każdy z nas samodzielnie. Błędem jest stanowisko, że tylko organizacja potrafi odpowiednio pielęgnować maleńkie kociaczki. Jeżeli nie umiemy zaufać, pozwolić działać innym, sami za moment wykończymy się fizycznie z przemęczenia, z wykonywania obowiązków, które tak faktycznie zaczynają się już w maju, wraz z pierwszymi miotami, a kończą późnym październikiem. Kocia Mama delikatnie zmienia profil i zakres swoich usług. Tak, jak kilka lat temu przerzuciłam łapanie środowiskowych na ich karmicieli, tak samo obecnie, w przypadkach, kiedy trafia się osoba chętna i odpowiedzialna, pozwalam, by weszła w rolę mamki zastępczej. Jest to również decyzja wynikająca z troski o małe koty. Wiemy doskonale, że najwięcej błędów i fuszerek popełniamy, kiedy jesteśmy zwyczajnie przemęczeni. Chcąc uniknąć sytuacji przykrych, staram się wybierać optymalnie najlepsze w danym momencie rozwiązanie. Pracując tyle już lat z ludźmi, mam ucho wyczulone na każde słyszane słowo, doskonale wyłapuję wahanie, niepewność, nawet cwaniactwo i bajdurzenie. Mnie, kociary, nie złapie się na plewy, momentalnie wiem, kiedy rozmówca konfabuluje, a kiedy rzuca konkrety.

Reasumując, sytuacja, że w moim notesie zapisana jest lista karmicieli osesków, w żaden sposób nie ogranicza ich prawa do samodzielnego wyszukania im domów. Często bywa, że odwiedzający nas kociarze, obserwując nasze poczynania, nabierają chęci na adopcję i jest to sytuacja normalna. Dla mnie szalenie pozytywna i miła, ponieważ poniekąd kocie dziecko zmienia opiekuna, jednak pośrednio pierwsza mamka ma zawsze wieści o jego życiu z pierwszej, bo zaprzyjaźnionej ręki.

I tak płynie nam letni czas, spokojnie, rytmicznie, na przyjmowaniu i oddawaniu kotów do nowych domów. Zjawiają się pomocne istoty, jakiś czas z nami działają, poznają szczeble, reguły i zasady. Rozstają się bardziej świadomi naszej pracy, o tym jak ona autentycznie wygląda od kuchni, jakie są blaski, jakie cienie, jakie radości, a jakie smutki. Ten czas jest dla nas przede wszystkim ważny, jest to bowiem swoista edukacja. Tej wiedzy o naszym zaangażowaniu, oddaniu, a nawet poświęceniu nie uzyskaliby podczas żadnej prelekcji. Kiedy samemu poczuje się smak, jak wygląda oseskowa domowa ochronka, na zawsze już nosimy w sobie te cudowne, przepiękne wspomnienia.