Współpraca lecznic

Jednym z najbardziej spektakularnych osiągnięć wypracowanych  wyłącznie przez FKM jest komunikacja lecznic weterynaryjnych, które opiekują się naszymi kotami.
Zawsze lubiłam ład i porządek, ale świadoma jak mocno rozrosła się Kocia Mama, jakim się cieszy autorytetem, jak wielu karmicieli korzysta z naszego wsparcia, szanując czas i nie chcąc zaburzać normalnej pracy lecznic, nawiązałam porozumienie z tymi typowo kocimi. W każdej dzielnicy jest ich na szczęście kilka.

Ułatwia to działanie przede wszystkim opiekunom ale i podnosi komfort pracy, eliminujemy konieczność oczekiwania w długich kolejkach, co negatywnie wpływa głównie na psychikę kociaków.

Wzajemne konsultacje przypadków trudnych, wymiana poglądów, przekazywanie sobie koniecznych leków, czy też konsylia zwoływane by omówić przypadek wyjątkowo trudny, to tylko kilka przykładów na to niecodzienne, kompletnie nietypowe w tej branży zachowanie.
Pracuję w oparciu o świetny zespół specjalistów, kardiolodzy, dermatolodzy, dietetycy, sprawni operatorzy. Nazwiska Witczak, Jóźwik, Korzeniowski, Rabiega, Łuksza, Kujawska, Rojewska, Jagiełlo świadczą jak mocny i wszechstronnie działający zgromadziłam zespół. Nie muszę szukać ratunku dla kota poza fundacją. Przychodnie wyposażone są w wysokiej jakości sprzęt, umożliwiający kompleksową diagnozę.

Od pewnego czasu w przestrzeń działających z nami lecznic wpisują się rezydujące w nich na stałe koty.

Kiedy do Ani z Filemona trafił mały kociak z urazem łapki, po amputacji zamieszkał w Żyrafie umilając pracę Madzi i Wojtkowi. Malec otrzymał imię Michał i jego ulubioną zabawą jest zaczepianie przychodzących ludzi i zwierząt. Michał jest psotny, rozbrykany, a że od początku mieszkał z Ani psem, Radarem, kompletnie nie czuje respektu przed żadnym psem ani dużym ani małym, każdemu potrafi nieoczekiwanie strzelić z łapki albo wskoczyć na grzbiet.
Ulubionym jego zajęciem jest ucieczka z lecznicy, na szczęście okoliczni mieszkańcy znają trójłapkiego łobuziaka i delikwenta odnoszą konsekwentnie do lecznicy.

Kiedyś do Żyrafy trafiła mała pourazowa kotka. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się naprawić połamanego kręgosłupa. Rozwiązania były dwa, albo znajdę dla niepełnosprawnej, wymagającej do końca życia opieki dom albo zdecyduję się na eutanazję. W tym stanie adopcja tradycyjna była wykluczona. Opieka i pielęgnacja nie mieściła się w zasięgu przeciętnego człowieka, trzeba być lekarzem bądź kocim pielęgniarzem.

Domy wolontariuszek pełne są kocich kalek, wiedziałam, że wśród nas nie znajdę dla małej bezpiecznej przystani.
Magda patrzyła na mnie błagalnie, wzdychając jak to ona tylko potrafi, już chyba nikt bardziej wymownie tego nie umie zrobić! Gdy wchodziłam do lecznicy, czułam się winna, jakbym to ja była odpowiedzialna za ten wypadek.
– Magda, przestań! Nie uśpiłaś, a teraz robisz mi ciśnienie.
– Ale popatrz jakie ma cudne oczy, jak ufnie mruczy….Ona nie może mieszkać w sali pooperacyjnej…
– Kiedyś się doigrasz i Cię uduszę!

Kilka dni biłam się sama ze sobą. Miałam pomysł na dalsze życie kotki, ale znałam także wrażliwość dziewczyny, którą chciałam prosić o dość wyjątkową przysługę. Miałam świadomość, że jak Mała wejdzie do jej lecznicy, to już zostanie na zawsze jak Radar, on też kiedyś był podobnie popsuty. Będzie miała dwa cudaki wymagające specjalistycznej opieki.

Nie było z strony Ani żadnego oporu, sprzeciwu czy zdziwienia, gdy jąkając się prosiłam o opiekę. Powiem więcej, dostałam lekką reprymendę, że tyle czasu zajęło mi połączenie prostych kropek. – Wiem o tej małej od Beaty, czekałam kiedy wpadniesz na pomysł, żeby Radar nie mieszkał sam w Filemonie!

I właśnie dlatego, dzięki takim ludziom, którzy posiadają wiedzę jak leczyć i operować, mają w sobie tyle empatii, że potrafią kocie życie docenić i uszanować, ja, szefowa Fundacji nie boję się podnosić tych, dla których innym szkoda czasu i pieniędzy.

Mijają lata a one mimo niesprawności żyją, są kochane, psocą jak zdrowe koty, mają nawet kaprysy i fochy. I są chwile bezcenne, gdy na pocztę przychodzą pozdrowienia od Ślepaczka z Poznania, od Migotki ze Śląska, od Homerka z Krakowa, od Bomby czy Tenorka z Łodzi.