Z pozycji szefowej. Cz. 4, Stosunki sąsiedzkie

Na to jakiego sąsiada mamy w swoim najbliższym otoczeniu, nie mamy kompletnie wpływu. Krążą dowcipy na ten temat i wiele filmów zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci, rozpatruje o tym aspekcie naszego życia, traktując temat jako doskonały opis ludzkich charakterów.
Moi sąsiedzi są wspaniali, nie pożyczamy sobie co prawda wzajemnie przysłowiowej szklanki cukru czy mąki, ale razem cudnie monitorujemy populację latających po ulicy i obejściach kotów bezdomnych. A tymczasem w tej samej dzielnicy, tylko kilka ulic dalej o mało nie doszło do dramatu, gdybyśmy zapędów porządkowych w temacie kotów u pewnej pani skutecznie nie powstrzymały.


Pewnego dnia zadzwoniła przerażona wolontariuszka:
-Iza, sąsiadka grozi memu kotu…
Nie jest to aferzystka skłonna do konstruowania wybujałych afer, wręcz przeciwnie, z racji umiejętności kojarzenia faktów i właściwej analizy tego, co się w otoczeniu dzieje, często korzystam z jej uwag i wniosków zanim podejmę jakąś trudną, a ważną dla mnie decyzję.
-Opowiadaj proszę w czym tkwi problem – poprosiłam spokojnie. Wiedziałam, że jak zacznie zdawać relację odrobinę ochłonie.
-Moja kotka wędruje do ogrodów sąsiadów wszędzie tam, gdzie nie mieszkają psy, tych nie lubi, unika i dobrze, że w tym przypadku jest mądra i rozsądna. Do nas zaglądają inne koty, zresztą co będę Ci tłumaczyć też gościsz na podwórku różne kocie łazęgi, sytuacja typowa dla każdej dzielnicy domków jednorodzinnych. Otóż problem jest tego rodzaju, że sąsiadka codziennie rano przychodząc do pracy, napotyka kocie odchody…
-Ale co do tego ma Twój sierściuch?- pytam lekko zdziwiona – Skąd ona wie czyja to kupa? Kot zostawia wizytówkę?

Zresztą co to za pretensje i dziwne groźby? Ja po każdej nocy sprzątam po jeżach, to są dopiero flejtuchy robią dosłownie do miski z kocim jedzeniem i co mam je także utylizować?
-Poproś Panią, by nie czyniła sobie wydatków z zakupem klatki łapki, ja chętnie użyczę fundacyjnej.
Obie sądziłyśmy, że propozycja pomocy zostanie przyjęta z radością, ale niestety, obie się myliłyśmy i to mocno, bowiem odrzucona została oferta z wyjaśnieniem stanowczym; “Ja to jednak załatwię po swojemu.”.
Kiedy padło takie stwierdzenie, ewidentnie nie będące deklaracją wróżącą dobrego rozwiązania, po zasięgnięciu porady u prawnego źródła, złożyłyśmy wizytę na rejonowym komisariacie Policji.
Kotka zgodnie z umową została na trzy zatrzymana w domu bez prawa wyjścia, a sąsiadka miała obserwować czy nadal pojawiają się rano kocie „prezenty”.

W tej kwestii nie wiemy, jak się rozwinęła sytuacja, Pani nie była nas uprzejma poinformować, ale wolontariuszka zgodnie z poleceniem dzielnicowego uprzedziła, że jest on zapoznany ze sprawą.
Zastanawiam się na jakim żyjemy świecie, jaki jest poziom i rozmiar empatii, żeby tak okrutne powstały myśli w głowie młodej wchodzącej dopiero w życie osoby.
Wolontariuszka wyciszyła się odrobinę, już bez obawy wypuszcza kotkę, ta jednak jakby rozumiała kłopotliwą napiętą sąsiedzką atmosferę omija szerokim łukiem jej posesję zerkając z obawą i niepokojem. Czy koty posiadają szósty zmysł? Czy odbierają sygnały naszego mózgu? Czy można w ich przypadku rozważać komunikację międzygatunkową poprzez telepatię?
Nie znam badań czynionych w tym kierunku, nie mam wiadomości czy jakiś naukowiec zgłębia ten problem czy prowadzi w tym temacie doświadczenia i analizy, jedno wiem z całą pewnością od zawsze obcując z kotami, one autentycznie wyczuwają zagrożenie przyjmując adekwatną postawę.

Wolontariuszka, świadomie nie używam Jej imienia ani kota, doskonale zna swoją ukochaną pupilkę i umie odróżnić jej zachowanie i reakcje, zatem skoro kotka ewidentnie wysyła określone sugerujące lęk sygnały, nikt mnie nie przekona, że intencje sąsiadki były niewinne.