Z pozycji szefowej. Cz. 6, Dramatyczny apel bezradnej matki

Pewnego dnia na skrzynkę fundacyjną przyszła dramatyczna, rozpaczliwa prośba matki opiekującej się 14 letnią autystyczną córką, która w skutek zalecenia terapeuty prowadzącego jej dziecko, przyniosła do domu kota, który zdaniem lekarza, pomógłby wyciszyć agresję napadową. Stało się jednak inaczej i kot padł ofiarą nastolatki. Z biegiem lat prześladowanie kota stało się ulubionym zajęciem dziewczyny, do tego stopnia, że zrozpaczona Matka nie mając znikąd pomocy napisała błagalną wiadomość do Fundacji: “Pomóżcie proszę zanim Ona Go zatłucze!”.


Kot niestety nie był w najmniejszym stopniu agresywny. Od małego kociaka mieszkając w tym domu, chyba nie znał oprócz bijącej ręki innego traktowania. Chował się bezbronny w szafce albo pod kanapą, ale zawsze w napadzie szału dziewczyna Go wyciągała i bezlitośnie bija. Kiedy matka była w domu starała się kota ochronić, ale kiedy wychodziła drżała czy po powrocie zastanie Go żywego.
“Jesteście moją jedyną i ostatnią deską ratunku.” – pisała otwarcie – “Nikt mi nie chce przyjść z pomocą, kot ma trzy lata i nie jest kastratem, nie stać mnie by opłacić zabieg…”.
“Iza, widziałaś wiadomość od Pani?” – zapytała mnie Ania – “Szkoda tego kota, serce się kraje, jak On musi cierpieć w tym domu…”.

Czas wakacji, to czas urlopów niestety, ale i wysyp małych i wypadków lokomocyjnych ich matek także, zatem tradycyjnie wszystkie domy tymczasowe pękają w szwach.
Mam, dam Go do Natalii. Zna się na kotach, umie właściwie oceniać ich reakcje.
Kota najpierw umieściliśmy w klinice na zabieg, źle znosił pobyt w klatce, męczyła go ewidentnie lecznicowa atmosfera, drażniły zapachy.
“Pani Izo. On się źle u nas czuje, trzeba zabierać na noc do domu.”.
Kilka tygodni już mija, odkąd Tadek mieszka z Natalią i jej zwierzakami. Początki były trudne, mieszkał w łazience na okiennym parapecie albo chował się do szafki. Dała Mu czas, by się oswoił z Jej głosem, zapachem, rytmem dnia. Mijały dni. Na widok zbliżającej się ręki zastygał z lękiem.
Bronił się łapą i gryzł.
Czekałyśmy.
Nadszedł dzień, kiedy wyszedł sam poza teren łazienki, zaczął poznawać dom. Chodził na nisko ugiętych łapakach krzycząc: jestem tutaj, zwiedzam, ale mnie nie dotykaj!
Wprowadziłyśmy karmę Calm.
Po kilku dniach swobodnie wylegiwał się na krześle, nareszcie nastąpił przełom.
A kiedy pewnego dnia sam na widok wyciągniętej ręki nie krzyczał, nie atakował a dał łepek do głaskania, miałyśmy radość ogromną, bo kot się emocjonalnie przełamał i przestał człowieka kojarzyć jako wroga i oprawcę.

Już zrozumiał jak fajny i miły może być kontakt z ludzką istotą.
Teraz przyszła pora na szukanie Tadkowi domu. Najlepiej, gdyby to byli spokojnie stateczni ludzie, bez dzieci, bo One mogą wywołać złe wspomnienia. Kotu potrzeba ciszy, spokoju, cierpliwości, tyle już zniósł bólu i upokorzenia, że reszta życia powinna być rekompensatą za nietrafiony pomysł terapeuty.
Dziękuję matce, że schowała dumę do kieszeni, że wybrała dobro kota, a nie pokornie znosiła wybryki córki. Na to jakim dzieckiem obdarzy nas Los kompletnie nie mamy wpływu, ale nie możemy udawać, że pewnych sytuacji i faktów nie widzimy. Nie piętnuję, nie oceniam, jak zawsze opowiadam i dzielę się problemem. Z troski o dalszy los kota piszę te słowa, bo jestem przekonana, że znajdzie się cudowna osoba, która Go mocno pokocha.

Ta historia mimo koszmarnego początku jest w sumie pozytywna. Jak widać po tempie w jakim kot zaczyna się otwierać i ponownie ufać rokuje fantastycznie. Tadek jest pięknym, cudnie umaszczonym kotem, ogromny, majestatyczny, zawsze czyściutki z lśniącym futerkiem. Osoba, która zdecyduje się pokochać to fajne futro zawsze może liczyć na pomoc i wsparcie ze strony Kociej Mamy.