Zaplecze

Przygotowania do przyjęcia uchodźców trwały równolegle, jednocześnie z informacją adopcyjną, poszła prośba o zgłaszanie się do prowadzenia domów tymczasowych, miałam świadomość, iż nie mogę blokować w nieskończoność lecznic, by nie zaburzać im rytmu pracy. Fakt, że aż tak bardzo pomagają Kociej Mamie, nie upoważnia do ignorowania faktu, że są to prywatne kliniki i pracują nie tylko społecznie, ale i komercyjnie.

Żeby mogli mnie wspierać społecznie, muszą normalnie funkcjonować na rynku.

Kiedy kliniki trwały w pogotowiu oczekując na koty, kiedy Ela miała przygotowaną bazę zapasowych domów tymczasowych, wystosowałam kolejny apel do grona naszych pomagaczy: „Robaczki kochane, każda ilość kociej karmy potrzebna, a także wszelkiego rodzaju żwirki, podkłady, środki chemiczne do sprzątania kontenerów i kenneli.”.

Odzew był natychmiastowy! Nie musiałam zbyt długo czekać. Wszyscy doskonale rozumieli powagę sytuacji. Zgłaszali się przeróżnie, każdy na skalę swoich możliwości, z małą torbą smacznych saszetek, z bagażnikiem wypełnionym po brzegi żwirkiem, a ci mający więcej czasu i szerszy rozmach, organizowali osiedlowe zbiórki, agitując i zachęcając sąsiadów i znajomych. Informacja o potrzebach szła równolegle z przekazem w jaki sposób i na jaką skalę Kocia Mama włączyła się w pomaganie. I znowu społeczna praca została przekuta na promocję i reklamę firmy. Tylko efekty przemówią do darczyńców. Nie ładna pozowana fotka, nie uśmiechnięta prezes czy szefowa, a konkretny wynik i czyniąca go liczba. Akcje na rzecz Kociej Mamy organizowali sympatycy, ale i ludzie mający z nami bezpośredni kontakt, znający Fundację z projektów edukacyjnych czy też z innych naszych zadań, wypożyczania sprzętu czy pomocy przy adopcji. Konsolidacja sił zaowocowała fajnym wynikiem. Spokojnie mogłam spełniać potrzeby płynące z klinik, w których przebywali na leczeniu uchodźcy.

-Brakuje karmy i podkładów – melduje z Vet-medu Kasia.

-Żwirek mi się kończy – zgłasza Ania z Filemona.

-Dałam im śniadanie, nie mam nic na kolację – ewidentnie zagapiła mi się techniczka z Amicusa.

Na szczęście kurierzy z Grupy Autek zawsze są wyposażeni w torbę z saszetkami właśnie na takie zdarzenia by gasić pożary jak najmniejszym kosztem nerwów.

Zbyt długo jestem szefową, zbyt długo prowadzę przeróżne interwencje, bym czyniła zamieszanie z prostych wynikających z pracy incydentów. Nad błahostkami przechodzę dalej, nie roztrząsając ich w kategorii dramatu, bo w sumie każdy czasem może się zagapić, nie zdarza się to tylko tym, którzy są aktywni w internecie, a nie w realu.

Akcja pomocowa zorganizowana przez Karolinę i Emilię przeszła nasze oczekiwania. Spotkała się z szalonym zrozumieniem i w efekcie zaangażowaniem. Gdyby nie czas wojny, gdyby nie dziejąca się na naszych oczach tragedia zwierząt, cieszyłabym się z aż takiego społecznego odzewu. Bardzo wdzięczna jestem za przeprowadzenie zbiórki, oczywiście wszystkie dary dedykowane i przeznaczone są na potrzeby ukraińskich kotów. Przy tej okazji zachęcam osiedlowych działaczy, pracowników ośrodków, w których nie raz z prelekcjami gościła Kocia Mama do inicjowania kolejnych zbiórek. Od lat macie państwo jasny i rzetelny przekaz o formie i rezultatach naszej pracy, zawsze wyraźną miarodajną informację na jakie cele czy projekty przeznaczane jest wsparcie, z tego powodu z całego serca wdzięczna będę, kiedy się włączycie w pomoc dla ukraińskich kocich udzodźców.