Czwartek zapowiada fajny weekend

Jak to mówi się w modnym obecnym slangu, poprzedni tydzień „zrobiły mi rude koty”.
W poniedziałek ratowałam Rudasa z wybitą rzepką, w piątek biało-rudego Maćka zacewnikowanego z perspektywą operacji pęcherza.


Maciek, piękny kastrat około 3 letni przygarnięty został przez dwoje młodych ludzi miesiąc wcześniej. Proza życia, poprzedni opiekunowie przestali kochać kota, a ulitowali się nad Nim wrażliwcy oczekujący na swoje pierwsze dziecko. Po wizycie w pewnej klinice, po uregulowaniu dość dużego rachunku za wizytę, załamali się lekko, bo zwyczajnie nie stać ich było na ratowanie mruczka, rozważali nawet eutanazję…
Na szczęście ktoś szepnął: Kocia Mama…

W czwartek roztrzęsiona Maryla zgłasza interwencję, ponieważ nie zebrała dostatecznych informacji podczas wywiadu, a mając przekazane niespójne dla mnie wiadomości, sama postanowiłam zbadać sytuację. To był czwartek!
Kot zacewinikowany, w moczu krew, pobrana została tylko morfologia, ale nie było zrobione USG! Pierwsze podstawowe potknięcie, jak można rozpatrywać zabieg, kiedy nie wykonano dwóch podstawowych badań? USG i RTG! Natychmiast podjęłam akcję ratującą kota.

W ubiegłym roku klinika Vet-med dwa razy świetnie poradziła sobie z kamieniami w pęcherzu u kotów, obaj byli rasy brytyjskiej, taki dziwny zbieg okoliczności, więc zaczynam się zastanawiać, czy aby ta rasa nie jest tą przypadłością w jakimś stopniu obciążona.
“Daria, przepraszam, że o tej porze” – dzwonię do szefowej – “Kto dziś jest na dyżurze? Mam kota z podejrzeniem kamieni w pęcherzu, trochę dziwnie, bo stawiają diagnozę jakby wróżyli z fusów, nie wykonano podstawowych badań…”.
“Jest specjalistka od USG i doktor Piotr starszy”.
“Cudownie, uprzedź, że kot jedzie, zrobią badanie i jakby co doktor zrobi ten pęcherz, dla Niego taki zabieg to dziecinada!”.
Tego samego dnia, kot w trybie natychmiast trafił do lecznicy. Nie wykryto żadnych kamieni, tylko kryształy, które trzeba było wypłukać kroplówkami.
Jednak żeby dobrze postawić diagnozę, by kotu szybko pomóc, trzeba było wykonać serię badań i analiz.

Opiekunowie są szczęśliwi, że kot otrzymał tak szybko pomoc. Komunikacja jest z Nimi rewelacyjna, raportują każdego dnia co się z kotem dzieje, jak się czuje.
Cieszę się, że mogłam pomóc Maćkowi, to śliczne imię, ale jedyne, którego nie mogę nadać żadnemu z moich kotów. Przyczyna jest dość ważna, bowiem takie imię nosi mój życiowy partner, a mieszkam w dowcipnej, skorej do żartów okolicy i w sytuacji, kiedy wyszłabym na podwórku wołając: “Maciej do domu!” mogłabym usłyszeć zapytanie: “Pani Izo? Nie wytrzymał tego kociego szaleństwa? Uciekł?”.

Poważnie raz kolejny proszę o pomoc w zapłaceniu za leczenie Maćka. Na koszty składają się nie tylko badania, ale i pobyt w klinice i droga, weterynaryjna karma. Licząc na magię kotów rudych, na świadomość na jakich cudne istoty Maciek trafił, pomóżmy wrócić Mu do zdrowia.