koleżeństwo

Zjawisko zwane Kocią Mamą nadal wzbudza wiele kontrowersji w środowisku, czasem nawet wywołuje zazdrość, połączoną z trudną do ukrycia nienawiścią. Postaram się wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Oczywiście, za wszystkie te emocje odpowiadam ja sama oraz fundacja, która powstała.
Różni ludzie, kierujący się różnymi intencjami, zakładają organizacje mające na celu niesienie pomocy określonej grupie lub społeczności. Godna pochwały odwaga przyjęcia na siebie roli prezesa, szefa czy przywódcy, nazwę może każdy dowolnie sobie wybrać, taką, która najbardziej pasuje do sytuacji i okolicznościom. Dotąd panuje przekonanie, że nazwa „prezes” dodaje powagi i rangi piastowanej funkcji. W moim przypadku jednak sytuacja jest zupełnie odmienna. Jestem niezwykle wrażliwa na wszelkie dziwne nazwy stanowisk, mam straszną alergię podobną do przysłowiowego diabła na święconą wodę. „Od samego początku wiedziałam, jak ma wyglądać moja fundacja. Nie tylko pod kątem struktur regulujących wszystkie dziedziny prawno-administracyjne, ale także miałam sprecyzowane zasady, które zmierzały do stworzenia określonej atmosfery, a także ustalenie zasad komunikacji w grupie i zespołach roboczych. Nigdy nie tolerowałam szeptania za plecami, tępiłam lizusów i donosicieli. Mam awersję na skarżypyty, unikam wchodzenia w podejrzane układy i zobowiązania. Chwalę na forum, rekolekcje czy rozmowy dyscyplinujące toczą się zawsze tylko w cztery oczy. To, co mnie boli, co uwiera, co przeszkadza, wyrzucam momentalnie w danej chwili, kiedy okoliczność się dzieje. Nie kiszę złości, nie rozgrzebuję pomyłek. Rozmawiam, wyjaśniam, zapominam.

Każdy, kto dołączył i zrozumiał zasady, bez oporu opowiada nawet o drobnych potknięciach czy awariach. Nie ma tu miejsca na uczucie strachu, obawy czy lęku, że mówiąc prawdę nie zostanie ona zrozumiana. Wprost przeciwnie. Kocią Mamę tworzą generalnie kobiety. Wszystkie emocjonalne, określone, empatyczne i czego nie da się uniknąć, czasem wyrywne. To normalna sytuacja. Kiedy minął 16. rok funkcjonowania Kociej Mamy, a prawie ćwierćwiecze Grupy Opiekunek, mogę się pochwalić nie lada wyczynem: udało mi się skupić wokół siebie nie tylko wyjątkowo zaangażowane społecznie osoby, ale także przyczyniłam się do tego, że ich relacje przekroczyły ramy typowej komunikacji, stając się bardziej przyjacielskie i serdeczne, zamiast trzymać się jedynie zasad politycznej poprawności ze względu na wspólną pracę.
W żadnej znanej mi organizacji, żaden wolontariusz, z własnej inicjatywy nie podjąłby się zadania, o które nikt go nawet nie poprosił. Z trudnością zarządzający egzekwują polecenia i nadane zadania. U nas natomiast Ela sama sobie wyznaczyła za cel poprawę opisów w zakładce ‚Ludzie Fundacji’, zastępując zimne, lakoniczne formułki opisami, które trafnie i celnie ukazują wyjątkowość każdej osoby.

Nie ja jestem matką tej inicjatywy. Od razu przyznaję się do tego skromnie. Podobają mi się niespodzianki w tym stylu, kiedy szefowa nawet jeszcze nie pomyśli, a wolontariusz sam się wyrywa przed orkiestrę.
Zawsze czułam, że sztywne ramy pracy, brak relacyjności i specyficzny, świadomie utrzymywany dystans nie przekładają się wcale na wydajną pracę zespołu. W tym specyficznym stylu modelują sobie roboto-ludzi korporacje, urzędy, prywatne wielkie biznesy. Liczy się nie człowiek, lecz ilość zadań, które można wykonać w określonym czasie. Specyfika działania w Kociej Mamie polega na tym, że to nadwrażliwi ludzie aktywizują się w dowolny sobie sposób na rzecz nie tylko mruczących istot.

W naszym przypadku, każda podjęta aktywność jest całkowicie dobrowolna. O ile bacznie pilnuję porządku, interwencji, dopinam wszystkie interwencje logistycznie, o tyle pozostawiam wolność wyboru, wolną wolę i samodzielność. Jakie są efekty szefowania, a czasem matkowania, bycia psychiatrą, psychologiem, słuchaczem czy nauczycielem, bywa, że i przewodnikiem, i mentorem, gołym okiem widać. Przyszli do mnie, kierowni różnymi drogami, czasem musiały to być nawet kręte ścieżki. Jednak, kiedy już poczuli się bezpieczni, całkowicie akceptowalni, wpasowani na stałe, okrzepli, nabrali wiary, uwierzyli w siebie. Rozwinęli skrzydła i tylko się kręcą jak ich szefowa, w poszukiwaniu nowych rozwiązań. Mocni wspólną siłą podejmujemy zadania, które dla innych są poza zasięgiem.