O czym jeszcze zapomniała Danuta

Te historie nie są wyssane z palca, one się autentycznie dzieją, nawet jeśli okoliczności sprawiają inne wrażenie.

Kiedyś, dawno temu, jechałam na Śląsk po zakochane koty. Byłam pełna sprzecznych uczuć po rozmowie z ich opiekunką. Myślałam sobie: oj tam widział ktoś zakochane koty, kobieta cos wymyśla! Kompletna niedorzeczność, ale przywlokłam Matkę, Ojca i troje dzieci.

 

W domu tymczasowym potwierdziły się słowa pani opiekunki, koty ani na moment nie były oddzielnie, razem spały, jadły, korzystały z kuwety, wspólnie pielęgnowały swoje dzieci. Kiedy przyszła chwila adopcji, wywiozłam je razem do znajomej na Mazury. Cała wioska opiekowała się zakochanymi kotami, a te bez pardonu korzystały z faktu bycia w nietypowym związku i co rusz odwiedzały innego rolnika. Po prostu zachowywały się jakby przychodziły z wizytą, pobyły, pozwiedzały kąty i wracały na stare śmieci.

Wojna w Ukrainie jeszcze długo będzie odciskała swoje piętno na życiu fundacji i nie dotyczy to tylko sfery kociej. Zawiązały się przyjaźnie, relacje między działającymi humanitarnie ludźmi i czasem te relacje przekuwają się na fajne, pożyteczne dla wszystkich sytuacje. Wypadkową moich kontaktów z ludźmi z Ukrainy, ale także z tymi, którzy zostali i walczą, jest znajomość z panem, dzięki któremu mogę zakupić leki ratujące życie chorym kotom.

Nikt nawet by nie marzył, że taki może być wynik poboczny naszych społecznych działań pomocowych.

Sympatie, przyjaźni i miłości nawiązują się nie tylko między ludźmi. Sporo widzę mieszanych par, szczególnie z Ukrainy i Białorusi.

Mielą się niestety ludzkie i kocie losy, ale serce rośnie, kiedy ich życie idzie w dobrą stronę, spokojną drogą.

Felek, uchodźca, przybył pierwszym kocim transportem. Nic atrakcyjnego, kot jak kot, wielki, bury, z jednym okiem zmienionym po wirusie herpes, wiek szacowany w Kijowie na około 4 lata.

Piszę szacowany, ponieważ inaczej ocenia się kota wyniszczonego, anemicznego niż wykarmionego osobnika.

Kot trafił do domu tymczasowego u Danuty i zaczęło się jego leczenie.

Czas biegł, kot zdrowiał, nabierał siły, ale i fajnego wyglądu.

O mojej alergii na koty wiedzą wszyscy. Wiedzą także, że zagęszczenie futra w domu i obejściu musi być dość znaczne. Tylko wtedy jestem w stanie normalnie funkcjonować, kiedy zawsze w zasięgu wzroku mam kota.

W domu siedzą moje prywatne, w kuchni pracowniczej małe smarki, a po ogrodzie biegają te, które przybywają okazjonalnie na stołówkę. Mają oczywiście swoje imiona, na które z czasem reagują. Jest Łaciaty, jest Garnitur, cały czarny, bardzo przystojny i piękny kot, jest także jeszcze płochy Skarpetka, cały jak smoła z jedną białą tylną łapką.

Grono zewnętrznych jest zmienne, populacja spada, kiedy uda mi się oswoić, wykastrować i wydać do adopcji.

Pewnego dnia ktoś ze sterty drewna do mnie płakał. Zaczęłam ciciać i  natychmiast wyszła dość młoda, czarna kotka.

Oczyma wyobraźni widziałam już rodzące się nowe. Trzy kocury i panna, niezły za moment mogę mieć pasztet.

Na szczęście była oswojona, ewidentnie w rujce czmychnęła z domu. Przejrzałam  fora, rozpuściłam wici po najbliższej okolicy i w wyniku braku informacji zawiozłam na sterylizację. Potem z książeczką zdrowia trafiła do Danuty.

Na apel o adopcję pozytywnego Neptuna odezwał się Jacek, przyjaciel mój i fundacji.

Niestety Neptun już trafił do fajnego domu, ale o tym innym razem.

-Weź Felka, też jest szaro- bury, też wielki i też z problemem, brakuje mu jednego oka.

Nie musiałam zbytnio namawiać, Jacek pojechał po kota. Ilość kotów powoduje zamęt i czasem u nas zamieszanie. Danuta uznała, że zapomniała kota zaszczepić, bo długo był leczony, a później jakoś się zeszło. Tylko, że wolontariuszka sprawdzała naszą polską książeczkę zdrowia i z tego powodu wprowadziła Jacka w błąd. Felek przybył do nas z paszportem i pakietem szczepień. Wyjaśniłam przyjacielowi, tłumacząc, że i najpilniejszym czasem coś się pomiesza.

Podczas rozmowy Jacek, bardzo nieśmiało, sugeruje mi, że ma innego kota niż tego, którego reklamowałam jako strasznego miziaka.

– Iza, on się chowa, ukrywa, jest markotny, ale spokojnie cierpliwie czekam aż mnie polubi.

Tego samego dnia, przybywszy po wyprawkę kocią, Danuta sprzedaje mi też niezłą wiadomość: Iga płacze, kąty przegląda, Felka szuka.

-Poproszę nowe zdjęcia- mam plan.

– Jacek, muszę Ci coś powiedzieć- dramatycznie zawieszam głos- Danuta zapomniała Ci powiedzieć, że Felek ma dziewczynę Igę. One razem spały, myły się wzajemnie- dlatego on jest apatyczny, ona natomiast płacze! Ja tego nie uknułam, słowo daję!

Z drugiej strony zaległa cisza. Znam faceta od lat, wiem jak jest dobry i mądry, ale znam też jego cięty dowcip.

– Iza, a o czym jeszcze zapomniała mi powiedzieć Danuta? Ile oni mają dzieci, a ile wnucząt?

Śmiejemy się oboje, bo wiem jaki będzie finał.

– Masz zdjęcia?

– Tak, jestem przygotowana!

– No faktycznie, mała, drobna, filigranowa…

– Zaszczepiona, wycięta, masz kłopot z głowy…

Nie komentował, bo cóż można z miłością zrobić, na pewne kwestie kompletnie nie mamy wpływu.

Kiedy piszę te słowa, mam już wiedzę, iż faktycznie miałam rację. Iga jest jeszcze troszkę czujna, poznaje nowy dom, ale Felek odzyskał werwę, oddali mu dziewczynę.

Jacek ze zdziwieniem obserwuje, jak chodzi za nią, zachęca do zabawy, to zupełnie inny kot!

I tym sposobem w fundacji po raz drugi mamy zakochane koty. Tym razem para polsko- ukraińska! Wróżę Jackowi dużo radości w życiu z tymi cudakami!