Pan Cerowany w akcji!

– Łapa zrobiona. – meldowała Madzia.
– Co tak szybko? – Zdziwienie zasadne, bo z tyłu głowy miałam wiadomość, że ma być zachowana minimum tygodniowa przerwa między zabiegami, skąd taki pośpiech, momentalnie mnie usztywniło.
– No, bo nam zaczął przeciekać…
– Słucham? – usiadłam – Może jaśniej?
– Jak się okazuje, uderzenie było raczej niezwykle mocne. Naprawdę cud, że ten kot żyje. Oba jądra pękły, w chwili, kiedy wszystkie narządy wpadły mu do krocza, było ciasno, zbierała się ropa, zrobił się stan zapalny, zaczęła się martwica. Kiedy podczas zabiegu Wojtek poukładał narządy jak należy, nie wiedzieć czemu jądra pękły. Ropa wlała się do brzucha i zaczęła przeciekać przez szwy. Wojtek znowu kilka godzin stał przy stole, oczyścił jamę brzuszną, jądra, a raczej to co z nich zostało usunął i dlatego od razu zabrał się za Pana Cerowanego łapkę.
– Zaczyna odstawiać jak Marylka…

Przypomniałam Magdzie kotkę przywiezioną z Tarnowskich Gór kilka lat temu, dokładnie 7. Krysia nosiła wtedy pod sercem Jaśka, teraz to uczeń pierwszej klasy. Też bura, z urazem szczęki, umierała z głodu karmiąc swoje trzydniowe dzieci. Działaczka z lokalnej organizacji poprosiła bym zabrała dzieci, podłożyła innej kotce, Marylkę chcieli uśpić… Zabrałam komplet.

Wtedy to po raz pierwszy Wojtek na mnie krzyczał w lecznicy:
– Coś Ty przywlokła? Jak ja mam ją ratować? W życiu nie widziałem tak ma połamanej szczęki, to kruche kosteczki!!! Myślisz, że zbawisz cały świat? Daj szansę innym, Matka Teresa od kotów się znalazła!!!
– Inni niech ratują mniej dramatyczne przypadki, z Tobą mogę szaleć. – szybko odparowałam atak, przejmując inicjatywę. – Przecież poradzisz sobie, nie krzycz na mnie, tylko zacznij rozsądnie myśleć.
– Znajdź im matkę zastępczą, wskazał na małe, ślepe, nieświadome sytuacji kocie oseski. Wtedy zacznę działać.
Marylka przeszła, jak mnie pamięć nie myli, 11 operacji, ale żyje i ma się świetnie.

– Wypluj te słowa. – Magda aż podskoczyła, pamiętała atrakcje fundowane nam przez Marylę…
Siedziała w namiocie tlenowym, wydłubała drut trzymający misterną konstrukcję mającą wspomagać zrastanie, Iza non stop biegała z nią do Żyrafy w trybie ratującym życie.
Na szczęście Pan Cerowany przebywa w lecznicy, mają łobuza na oku, choć milutki jest bardzo i
zabawny, gada do ludzi, zaczepia, domaga się pieszczot, jakby wynagradzał zmartwienie i nerwy.

– Jaki masz plan? – pytam, kiedy już lekko ochłonęłam.
– Tak mnie przestraszył, iż mowy nie ma żebym Go oddała, siedzi. – odpowiedziała.
– I bardzo rozsądnie, tak jest dla wszystkich bezpieczniej. A plany? Czy w Jego przypadku raczej działamy w trybie spontanu?
– Podziwiam Twój czarny humor, poproszę o wysokokaloryczną dietę, kolagen i prosimy Opatrzność by już nie odstawiał – wydała zalecenia.
– Madzia, gdyby nie Kocia Mama nudna by była Wasza praktyka, same domowe, wypachnione sierściuchy, odrobaczenia, szczepienia, jakaś typowa profilaktyka, a tak moje koty podnoszą Wam poprzeczkę, są wyzwaniem. Wiem podnoszą adrenalinę, ale jaka to duma kiedy działanie zakończone jest sukcesem i powrotem do zdrowia kota.
– Ty się tak nie ciesz, wiesz, że koszty rosną?
– Wiem, ale po to właśnie jest Kocia Mama, by ratować bez względu na koszty, wyciągnie się, mega twardziel, dyktuj doktor jakie masz jeszcze potrzeby w kwestii wyprawki dla Pana Cerowanego a tak na koniec, fajne ma foty, jaki zdziwiony, że jest sprawcą niezłego zamieszania!

Mam świadomość, że fani Pana Cerowanego sprawili, iż pierwotne zamierzenia realizuję z ich bardzo hojnym wsparciem, ale życia się nie zaplanuje, a ja nie mogę zatrzymać się w pół drogi, naprawić kota tylko w pewnym stopniu. Trafił do Kociej Mamy, by zyskać kompleksową pomoc, dlatego znowu łączymy siły i ratujemy. Lekarze są czujni, ja nie zaniedbuję, a Wy, jeśli jeszcze odrobinę możecie – pomóżcie, Pan Cerowany już jest częścią historii naszej Fundacji.

Leczenie Pana Cerowanego można wesprzeć tu.