Podwójne zgłoszenie

Bywa, że i w Kociej Mamie pojawia się niewielkie zamieszanie, najczęściej wtedy, kiedy opiekunowie zgłaszają tę samą interwencję każdej działającej w kontakcie wolontariuszce. Na szczęście szybko kojarzę fakty, łącząc otrzymane informacje i podejmując decyzję. Nabyłam i wyćwiczyłam do perfekcji umiejętność błyskawicznego przetwarzania informacji w ciągu tych prawie 20 lat służby na rzecz kotów.
Wprost proporcjonalnie do rozwoju Kociej Mamy przybywa dziedzin pracy, zatem i moich obowiązków, co wymaga podejmowania szybkich decyzji.

Potrącony kot nie będzie czekał na operację ratującą mu życie aż ja łaskawie wyjęczę jakieś wsparcie, zakatarzone maluchy wymagają bezzwłocznego zaopatrzenia, nie można odkładać w czasie, bo w przypadku takiej infekcji skutki mogą okazać się fatalne, kiedy sygnalizowana jest kotna kotka nie odsyłam karmiciela z kwitkiem, bo mam świadomość, że wróci za kilka tygodni ale wtedy oprócz zabiegu matki, koszty wzrosną o przekazane małe smarki.

Kilka lat zajęło mi wypracowanie schematu, który pozwolił w miarę normalnie funkcjonować, nie oszaleć od nieustannych telefonów, być czynną zawodowo,nie zaniedbywać rodzinnych i towarzyskich obowiązków.

Nadal trudno obserwującym aktywność Fundacji uwierzyć, że nasza praca opiera się faktycznie na pełnym wolontariacie. Przyznam sama, że i ja czasem doznaję szoku, że tyle osób mnie wspiera i zabiega, by kolos ratujący koty tak sprawnie nadal pracował.

Wracając do komunikacji, najczęstsze formy to: szybki meldunek Ani na czacie, albo zapytanie Moni „Kiedy chwila dla mnie?”, albo telefon od Maryli natychmiast gdy skończy przyjmować zgłoszenie.
Tym razem bohaterami wydarzenia są: bezdomna, chora na zapalenie płuc kotka, karmiciele, Wojtek z Żyrafy – lekarz prowadzący kocią pacjentkę oraz Maryla i Monika.

Wojtek leczył w Żyrafie bezdomną kotkę. To, że ma słabość do czarnych, jest publiczną tajemnicą. Filozofia opiekunów zaskoczyła go odrobinę, bowiem o ile nie żałowali kasy na niekończące się wizyty, o tyle nie było chętnego by zapewnić małej ciepły kąt. Dodam, że kotka, mimo iż nagle pojawiła się wśród populacji dzików, którymi się opiekowali, była łagodna – ewidentnie nieudany prezent gwiazdkowy. Dzikusy przeganiały małą z bud. Gdzie spędzała zimne noce, nikt nie miał pojęcia.

Wojtek skierował opiekunów do Fundacji, by poprosili o pomoc w sterylizacji. Znając mnie, wiedział, że dobrze odczytam jego sygnał.
Wieczór, Maryla:
– Dzwoniła pani, leczą kotkę w Żyrafie, proszą o wsparcie w zabiegu.
– Ile ma? I jak do człowieka?
– Niecały rok, obustronne zapalenie płuc, łagodna. – Maryla wiedziała, że będę o to pytać, więc była przygotowana.
– I co? Nie wierzę, co za pomysł? Jeżdżą na zastrzyki a potem fru na dwór? Dzwoń do Ani, szykuj Filemona, zabieram małą.
– Ale państwo nie o to proszą –  wolontariuszka była kompletnie zaskoczona.
– Maryla, skoro Wojtek ich przysłał, to na bank kotka jest niezwykle łagodna. Zrozum, on operuje, jego ręce są dla naszych kotów zbyt cenne, by mógł je narażać na opuchlizny wywołane podrapaniem czy pokąsaniem, nie stać ani nas ani jego na L4 od chirurgicznych zabiegów zatem reasumując, bardzo nie podoba mu się wypuszczanie małej po wizycie, a sam zainfekowanej kocim katarem nie może przyjąć do lecznicy z uwagi na operacyjnych pacjentów.

Kiedy na drugi dzień rano, Monika sygnalizowała interwencję, była nieco zdziwiona, że Tafta właśnie zmierza do Filemona i tym samym zmienił się jej status.
– Ale jak? Dlaczego?
Tym razem zatem wyjaśniałam Moni:
– Skoro jest miła, a my czekamy na małe, skoro jest wskazanie przez prowadzącego lekarza a pamiętajmy sytuacje lecznicowe nie stymulują pozytywnie, a mimo to skierował, skoro Ania również uwielbia czarne, skoro nie notuję przepełnienia w DT i powód najważniejszy – tułała się Bóg wie ile czasu i w jakimś dziwnym zdarzeniu straciła kawałek ogona – bezapelacyjnie musi być przyjęta pod skrzydła.
– A to my słyszmy, że ścigamy koty… – podsumowała mój wywód Monia.
Nie odpowiedziałam, bo jak zaprzeczyć oczywistym faktom.

Kotka przebywa w Filemonie, Fundacja przejęła nad nią opiekę. Z zapalenia płuc śladu już nie ma, teraz nabiera sił, czekając na szczepienie, później zabieg.

Tafta jest rewelacyjna w kontakcie z innymi mruczkami, jest jeszcze ostrożna do ludzi, ale dystansuje bardzo się nawet do kochanego starego jamnika Radara, można więc przypuszczać, że w wyniku psiego ataku straciła kawałek ogona.

Leczenie Tafty można wesprzeć tu.

Opublikowano w kategoriach: Łódź