Słowa i fakty

Wynik rekonesansu spacerowego Maryli i Anny, nie tyle mnie przeraził odnośnie stanu bytujących tam kotów, ile uświadomił, że w tym przypadku muszę szczególnie przygotować się logistycznie i udrożnić DT. Nie może być precedensu, że dziewczyny wchodzą w teren, zastają oprócz matek małe kocięta i zostawiają je bez opieki.

Ten czas jest podwójnie trudny: tradycyjnie nasila się wysyp maluchów, do tego zaopatrzyć trzeba kocie sierotki, które nagle z przyczyn różnych zostały bez matek, a na to wszystko nakłada się nasilona aktywność interwencyjna w zakresie łapania wolno bytujących kotów.
Paradoksy żądzą niestety naszym życiem.

Urząd nadal z dziwnym uporem rozpoczyna Akcję o kilka miesięcy zbyt późno. Nie wiem jak mam apelować do ludzi zajmujących się zwierzakami, którzy przecież są z wykształcenia weterynarzami, by zaczęli działać logicznie. Rodzi się pytanie, czy doczekam się, by wprowadzali w życie uchwały w oparciu o rytm biologiczny kotów, to znaczy przed ich okresem godowym, a nie w kwietniu, kiedy kocice są już zapłodnione. Według mnie naganna jest taka indolencja, arogancja i marnowanie środków budżetowych oraz zmuszanie weterynarzy i nas, kocich opiekunów, do podejmowania decyzji wbrew własnej etyce. Nie każdy lubi łapać kotki w wysokiej ciąży, nie każdy zgodzi się na eutanazję zdrowego miotu.

Myślę, że nadeszła pora, by urzędnicy pomyśleli nie tylko o przepisach, ale i o naszych sercach i emocjach.  Akcja sterylizacji kotów dotyczy zwierząt wolno bytujących ale udziałowcami w niej są przede wszystkim działacze pro zwierzęcy, wolontariusze, niezrzeszeni karmiciele. Przeprowadzana jest to w oparciu o nasz sprzęt, aktywność, naszą świadomość ale także szacunek. My kotów nie traktujemy instrumentalnie, rozumiemy ich niezależność, ale nie odsuwamy od siebie wiedzy o ich cyklu biologicznym, dlatego tym bardziej apeluję o przyjęcie moich sugestii.

Lata zeszły mi i Magdzie na durnych przepychankach dotyczących znaczenia uszu. Wstyd pamiętać, jakie wymyślano argumenty odrzucając moją prośbę na znakowanie ucha, co jest powszechnie stosowane w całej Europie. Finalnie stanęło na moim, wreszcie rozsądniejsi uznali siłę argumentów, że w ten sposób eliminujemy niepotrzebny stres zwierząt i wolontariuszy, a przede wszystkim oszczędzamy przeznaczone na ten cel fundusze.
Długo trwały te urzędniczo – fundacyjne przepychanki. Nie zliczę pism wystosowanych przez fundacyjną prawniczkę, za którymi oczywiście stoją zmarnowane godziny spędzone na szukaniu paragrafów, precedensów i interpretacji ustaw.

Teraz pojawiła się kolejna urzędnicza „perełka”: obligatoryjnie znaczymy wszystkie koty, nawet te rokujące adopcję. Odstępstwa nie ma także w kwestii hospitalizacji pooperacyjnej w lecznicy, nie można zabrać kota wcześniej, niż pozwala urząd i koniec. Nie żebym szukała dziury w całym, ale uważam, że oświadczenie organizacji bądź fundacji powinno być dla Urzędu miarodajne w każdym aspekcie dotyczącym zaopatrzenia kota.

Reasumując, my robimy swoje, bo czasem mam wrażenie, że miną jeszcze lata, zanim opracujemy formę skutecznej współpracy.

Raport Maryli analizowałam na bieżąco. W czerwcu na bank już rosną w gniazdach małe koty.
Nie ma czasu, zaraz kotki wyprowadzą młode, zaraz zaczną kolejne schadzki.

Plan prosty, takie są zawsze najskuteczniejsze. Podzieliłyśmy operację na trzy, według lokalizacji stad. Zaczęłyśmy przy starej zajezdni.

Zawsze wchodzimy z karmicielem, właścicielem terenu bądź ochroną. Nie łapiemy w nocy.

Od pracowników zajezdni dziewczyny na dzień dobry usłyszały:
– Dobrze, że chcecie działać. Jakieś panie karmią te koty, ale raczej nic innego nie robią, bo nadal rodzą się małe. W ubiegłym tygodniu trafiliśmy na małe zwłoki w starym, zdezelowanym aucie. Staramy się porządkować teren. Pełno tu niedostępnych zakamarków. Kotki mogą bezpiecznie się kocić, a potem przyprowadzają maluchy już samodzielne i dzikie.

Bilans trzech podejść: 7 małych zabezpieczonych, złapanych 11 dorosłych.
Skutki uboczne: zbyteczne i dość przykre zajście z panią karmicielką, zwolenniczką selekcji naturalnej. Szkoda, że zamiast wszczynać awantury, nie pomogła nam nosić kontenery, ustawiać łapki czy nie udzieliła pomocnych wskazówek odnośnie liczby osobników stada, o które niby tak mocno się troszczy! Do odłowu zostały 3 może 4 sztuki. Czekamy, aż koty się wyciszą, a pani opiekunka może odrobinę zweryfikuje skostniałe poglądy.