Koty znowu poszły posiedzieć w koszyczkach

Tak jak przewidywałam, zresztą nie ja jedyna, sytuacja w kraju i na świecie ma ogromne przełożenie na pracę i kondycję dużych firm czy korporacji, ale co mnie szalenie martwi na prawidłowe działanie organizacji pozarządowych. Radykalnie ucięły się dotacje, programy pomocowe i to nie tylko na rzecz zwierząt. Mnie na sercu najmocniej leży przede wszystkim kwestia kocia, co jest dla wszystkich zrozumiałe. Łódź niestety należy do niechlubnego grona miast, w których zwierzęta środowiskowe mogą liczyć wyłącznie na pomoc fundacji i organizacji prozwierzęcych, w tym roku Urząd Miasta kompletnie zignorował temat kotów zwanych miejskimi.

Czytaj dalej

Kilka słów o adopcjach

Jest taki czas każdego roku, kiedy zbieramy koty przed zimą. Małe, duże, chore i zdrowe, ale generalnie te raczej oswojone. Dzikim stawiamy budki, obligujemy opiekunów do monitorowania zdrowia, staramy się sprawić, by i kotom środowiskowym zima niezbyt doskwierała. Każdego roku wprowadzam delikatne zmiany, które sprawiają, że kociarze jeszcze bardziej ufają Fundacji. Twardo stąpam po ziemi, mimo ogromnej miłości do kotów i walki o ich prawo do godnego życia, nie zatracam zdrowego rozsądku. Tym sposobem zawsze wybieram opcję najlepszą dla futer.

Czytaj dalej

Bandzior, który szukał domu

Ten kot pojawił się niespodziewanie na pracowniczych działkach i zamieszkał, uzurpując sobie prawo do bycia szefem, zgodnie z bezczelną kocią filozofią narzucania innym swoich postanowień. I tak zawsze pierwszy był przy misce, zawsze niestrudzenie witał odwiedzające stado opiekunki, zawsze niezłomnie przeganiał inne koty sam zabiegając o „merdy” i „mizianki”. Towarzyszył ludziom krok w krok zachowując się bardziej jak pies. Kłopot z nim był ogromny, bowiem mimo miłości do ludzi, relacja z innymi osobnikami tej grupy eliminowała adopcję w rodzaju: „na dokocenie”.

Czytaj dalej

Wirtualna adopcja – Schedka

Schedką wirtualnie zaopiekowała się Ela.

Schedki lata zaczynamy liczyć przyjmując dolną granicę jako 8, a ile ma faktycznie tego nikt nie jest w stanie precyzyjnie określić. Po depresji wywołanej traumatycznym przejściem jakim było porzucenie na środku ruchliwej ulicy, w DT u Eli znalazła bezpieczną przestrzeń zapewniającą Jej ciszę, bezpieczeństwo i szaloną wyrozumiałość.

Czytaj dalej

Życie pisze zaskakujące scenariusze

O tym, jak poznałam fantastyczne, cudowne ale zarazem szalenie mądre i wyważone osoby, mianowicie niesamowite małżeństwo Panią Bognę i Pana Stanisława, wspominałam niejednokrotnie. Bywa, że w naszym życiu spotykamy istoty, które, jeśli umiemy z tego skorzystać, rozwijają nasze horyzonty i pokazują nieznane ścieżki, zmieniając tym samym postrzeganie otaczającego nas świata. Tak było i w moim przypadku. Za sprawą kotów otarłam się o kompletnie inną dla mnie rzeczywistość.

Czytaj dalej

Wyjątek adopcyjny

Wenus i Wasyl to dwa koty kalekie z trudnych adopcji, cudem odratowane, których emocjami pani adoptująca bardzo brzydko się zabawiła. Nic kompletnie nie pokryło się z jej „zarzutami” stanowiącymi przyczynę zwrotu kotów z adopcji. Nie były chore, ani kłopotliwe w kontakcie, przykładnie korzystały z kuwety, miseczki opróżniały bez grymaszenia. Faktycznie sprawiały jeden,  dość specyficzny problem: nieustannie podążały za człowiekiem by na nim się ułożyć. Rozumiem dyskomfort z posiadania takich namolnych kotów, człowiek niezwykle musi się natrudzić, by wykonać zaplanowaną robotę. Znam to z autopsji. Mając cztery koty w domu i każdy w innej relacji ze mną, bywa, że prosta czynność staje się prawie niemożliwą do wykonania.

Czytaj dalej

Brakuje mi dystansu…

Od prawie dwudziestu lat wydaję koty do adopcji. Różne, małe, młode, stare i nawet chore. Moje ogłoszenie o dwóch kotach, które poznały się w schronisku i zaprzyjaźniły, a wspólnie miały 6 łap zrobiło furorę w gazecie, do której to systematycznie słałam posty adopcyjne.

Od zawsze umiałam zdobyć pomocników w ratowaniu kotów. Wtedy, dzięki kotom łapanym u pewnego pana, który wyhodował na swoim tarasie ponad 20 dzikusków, szukając im domów trafiłam na dwie cudowne istoty, też kociary, które pracowały w biurze ogłoszeń. Co tydzień Sylwia z Anną pilnowały, bym przygotowała pakiet anonsów i ,co było znamienne, właścicielka biura zrezygnowała z pobierania ode mnie opłat. To był zaczątek kociego wolontariatu.

Koty trójłapki rozpoczęły nowy etap mojej kociej pracy. Bardziej skierowałam się na pomaganie chorym, niepełnosprawnym, wycofanym.

Czytaj dalej