Okupacja lecznicy Oaza, czyli Fundacja zmienia się w mini szpital

– A mówiłaś, że ten rok będzie dobry –  zaśmiała się Renata analizując faktury i słuchając raportu o stanie i liczbie rezydujących kotów.
W kilku domach koty chorują, co raczej nikogo nie dziwi, bo sensację fundują te z trudnych adopcji bądź przewlekle chore.

Jakby się umówili Danuta, Narcyz, Helenka, Wielokropek. Nerki, białaczka, trzustka, na osłodę trzymają się dzielnie te vipy fipowe. Kroplówki, badania, analizy, testy, weterynaryjna karma, specjalistyczne leki, krople, antybiotyki o przedłużonym działaniu.

Niepokoje opiekunek, troska lekarzy, godziny spędzone w kolejce, kłopoty z transportem, pośpiesznie robione po pracy zakupy by zdążyć z kotem na dyżur prowadzącego lekarza.

Obawy o los, o tryb leczenia, konsultacje diagnoz, to tylko działania poboczne. Ze zrozumieniem przyjmuję ich niepokoje, rozterki, wywody, rozumiejąc konieczność odreagowania. W centrum zawsze jestem ja, czekają co powiem, jak zareaguję, jakie wyciągnę wnioski.

Umiem to czego One muszą się nauczyć, mimo emocji i zaangażowania, uczucia na moment odłożyć na półkę i analizować. Chłodno, zapominając na chwilkę o sympatii, nie mając za grosz ulgi dla przyjaciół, są sytuacje kiedy po jednej stronie jest dobro pacjenta a po drugiej skuteczna forma leczenia. Nie zabarwiam rzeczywistości, bo bardziej lubię Małgosię, Anię czy Magdę, nie traktuję ulgowo Darii ani lekarek z Pupila, w przypadku kiedy chorują te wyjątkowe, bo trudne i przewlekłe, stan alarmu obowiązuje aż do odwołania i żadna lecznica nie ma prawa działać wtedy na pół gwizdka.

Czasem opanowanie tracę i ja, bo o ile z lekarzem komunikuję się ze zrozumieniem błyskawicznie, o tyle w przypadku panicznej histerii opiekuna brakuje mi rzeczowych argumentów.

Koty umierają, bo zbieramy ciężkie przypadki.
Gotowa do walki o nie, stwarzam korzystne sytuacje do ochrony ich delikatnego życia i o ile mogę zamknąć dom tymczasowy decydując się utrzymywać przy życiu białaczkowego Narcyza, o tyle nie mogę spekulować ile lat będzie mogła stabilizować jego prawie zerową odporność.
Tak się dzieje z każdym kalekim lub chorym kotem.

Każdy dzień z padaczkowym karzełkiem Pitusiem był dla mnie nagrodą. Pięć lat żyłam z wiedzą, że każdy kolejny może być naszym ostatnim. To samo uczucie poznała Iza opiekując się sparaliżowaną po pobiciu Balbiną, tego doświadcza teraz Maryla.
Te nasze ukochane bomby zegarowe są i dumą i ciężarem zarazem.
Nikt, kto nie żył z kalekim kotem, nie ma pojęcia jaka odpowiedzialność ciąży na jego opiekunie.
Każda z nas inaczej niesie jarzmo.
Nie każda umie pogodzić się z losem.

Dlaczego poruszam temat, który inny pomijają skrzętnie? Właśnie dlatego, że jest przykry i generalnie wszyscy uciekają od niego, uważając, że podnosić trzeba wyłącznie miłe tematy.
Mało kto się waży na taką skalę przyjmować koty trudne i chore.
Raz bo one generują koszty. Dwa konieczne jest zamknięcie DT, których mają niestety zbyt małą liczbę.

W Fundacji Kocia Mama wszystko od początku dzieje się kompletnie inaczej.
Nie pobieram składek od wolontariuszek i wolontariuszy, nie ma zebrań ani motywujących mitingów, oni mają priorytet adopcyjny zarówno w przypadku pięknych, rasowych i zdrowych jak i chorych.

Nie przerzucam na DT obowiązku karmienia, to ja wydaję wyprawki: jedzenie, żwirki, leki nawet zabawki.

Piszę aukcje i cele na koty, mając świadomość, że jest grono ludzi bardzo życzliwych, którzy na tradycyjny wolontariat z różnych powodów nie mają możliwości, ale chętnie dołożą grosz na szczytny cel.

Zachęcam zatem do przeglądania kociaków z adopcji wirtualnych, sporadycznie pojawia się w nich nowe futro, ale jak już to jest wyzwaniem i to z górnej półki. Jednak skoro wolontariuszki zgłaszają gotowość opieki, moim zadaniem jest zabezpieczyć sprzyjające ku temu okoliczności.

Osiem lat pracowała grupa kocich opiekunek, zanim grono „życzliwych” skutecznie mnie zmusiło bym założyła Kocią Mamę. Lekarze czekali w kolejce aż znajdę czas by udać się na rozpoczynającą współpracę rozmowę, nauczyłam ich jak wolontariuszy solidarnego współdziałania, przyjmowałam ludzi, dawałam szansę , odsiewałam, zostali najlepsi, ci którzy wiedzą, co oznaczają słowa na starej stronie : jesteśmy jedną wielką kocio- rodziną.

Leczenie kotów z Oazy można wspomóc tutaj.